Czerwony Bór pod okupacją? cz.I
„Pod Olsztynem jest też kamień upamiętniający Piotra Diernowa, który w czasie bitwy o miasto własną piersią zasłonił otwór strzelniczy niemieckiego bunkra. Czy ten pomnik prostego żołnierza też ma zniknąć? Ja znam i częściowo podzielam wrażliwość Rosjan. Jestem przekonany, że nawet najwięksi przyjaciele Polski w Rosji usunięcia pomnika prostego żołnierza nie zaakceptują. To jest niezależne od wszelkiej polityki państwowej...”
Takie pytanie zadał Wacław Radziwinowicz z „Wyborczej”, przewodniczącemu Instytutu Pamięci Narodowej Łukaszowi Kamińskiemu. Sprawa dotyczy usunięcia tzw. „pomników wdzięczności” dla Armii Czerwonej z przestrzeni publicznej. Jednym z pomysłów, jest umieszczenie tych monumentów, w skansenie na terenie Czerwonego Boru, który jak wiadomo i tak jest „czerwony”.
Pan Radziwinowicz zna i „podziela wrażliwość Rosjan”. Tak, Rosja (zwłaszcza sowiecka), to rzeczywiście wrażliwy twór… Mieliśmy tam przecież „swojego człowieka”. Bardzo wrażliwego; Dzierżyński Feliks się nazywał.
Swoją drogą, czy Radziwinowicz aż tak dobrze zna „wrażliwość” Rosjan, skoro w ubiegłym roku dostał nakaz opuszczenia Rosji i cofnięto mu akredytację dziennikarską? Nie wiem. Znam natomiast, wrażliwość „Gazety Wyborczej” w stosunku do Rosjan…
Nie o tym jednak mowa.
„Polska demontuje pomniki żołnierzy, którzy uwolnili świat od faszyzmu. To demontaż moralnych i prawnych fundamentów prawa i systemu bezpieczeństwa - oburzyła się Irina Jarowaja, posłanka do Dumy z partii rządzącej Jedna Rosja.”
„Jeśli zrealizują ten pomysł, będzie to hańba dla tego kraju. Niestety czegoś takiego po polskich politykach można się było spodziewać. Jednak zastanawia mnie, dlaczego milczy starsze pokolenie obywateli. Żołnierze radzieccy nie tylko wyzwalali Polskę, oni ginęli, walcząc ramię w ramię z polskimi towarzyszami broni. I właśnie dlatego wznoszono pomniki. Usuwać je to jakby pluć na mogiły poległych i ocalonych Polaków.” – grzmi komunista, wicemarszałek Iwan Mielnikow.
[cytaty za wyborcza.pl]
Ciekawe są też komentarze pod wywiadem z Ł. Kamińskim:
„Stawiamy pomniki ale po co???, żeby je następnie burzyć???? przecież historii nikt nie zmieni!!!! wielu żołnierzy radzieckich jednak poległo na polskich ziemiach więc przestańcie już zmieniać historię. Moje dzieciństwo upłynęło w opowieściach zarówno o Niemcach jak i Rosjanach bo miejsowość leżała na pograniczu Polski i Niemiec. We wspomnieniach pojawiało się słowo zielona granica ale nigdy nikt źle nie mówił ani o jednych ani o drugich!!! Mimo, że wujek jeden przeżył Dachau przez 4 lata a drugi niestety jako oficer zginął w Katyniu.” – pisze nikola@
„Wojsko rosyjskie to żołnierze,
Oni umierali na naszych terenach
i pomniki Im się należą!
Stalin i reszta komunistycznych polityków
na pomnikach do kasacji.
Pomyśl ilu Ich zginęło i zapal znicz!” – napisał keram1944
„Azja w Polsce, w Niemczech, Czechach, Węgrzech, Słowacji pomniki radzieckie mają się normalnie, nikomu nie przeszkadzają tylko u nas są "symbolem" zniewolenia.
O wyzwoleniu spod okupacji hitlerowskiej nikt nie mówi, o sprzedaniu Polski w Jałcie również.
No to chociaż pobawmy się w obalanie tych pomników, jakie to małostkowe, prymitywne.” – napisał alakyr1
Jak widać stara propaganda działa po dziś dzień. Dobitnie przedstawił to w swoim komentarzu Janusz Baranowski:
„Czegoś nie rozumiem. Gdyby Rosjanie zaczęli usuwać nasze pomniki na ich terenie, obraza byłaby wielka. To dlaczego próbuje się usuwać pomniki ludzi, którzy oddali życie za wyswobodzenie naszej ziemi z okupacji hitlerowskiej? Pamięć ludzka im się nie należy? Natomiast próbuje się uszanować działania bandyckich oddziałów mordujących polaków, bo zakładali nową Polskę wolną od bata obszarników.”
Pan Baranowski chyba zapomniał, co z tego zakładania nowej Polski wyszło. Otrzymał taką odpowiedź od tedda:
„Nie rozumiem czego Pan nie rozumie. Trzeba sobie zadać jedno fundamentalne pytanie czy poza pokonaniem nazizmu Armia Czerwona przyniosła nam wolność czy kolejny opresyjny system? Bo wie Pan "wróg mojego wroga jest moim przyjacielem" w tym wypadku nie działa. Pomniki wdzięczności się stawia komuś komu na nas zależy a nie komuś kto owszem ginął ale bynajmniej nie za nas. Oni ginęli za swoje Sowieckie Imperium w którym Polska miała być (i była) przydupasem. Związek Radziecki był suma summarum był lepszy niż Trzecia Rzesza ale znowu jakbym miał go skategoryzować do bym go wrzucił do tego samego worka państw których najlepiej jakby w ogóle nigdy nie było.”
Reasumując: powinniśmy być wdzięczni Armii Czerwonej bo nas wyzwoliła; to byli zwykli żołnierze i ginęli na naszym terenie; oni tylko chcieli uwolnić Polske od obszarników; w Czechach, Niemczech… pomniki „wdzięczności” mają się dobrze; pod okupacja nikt źle nie mówił o okupantach!; oni uwolnili świat od faszyzmu; walczyli z nimi ramię w ramię Polacy!
Jak to wszystko pogodzić? W kilku słowach się nie da. Spróbuję jednak nakreślić istotę problemu. Chociaż, dla mnie to problemu nie stanowi. Wreszcie odważnie stajemy w interesie swojego państwa i narodu.
Zacząć trzeba by pewnie od starożytnych filozofów, poprzez Utopię Thomasa Moore’a, aż do Marksa i Engelsa. Nie zapominając o towarzyszu Leninie oczywiście. Nie ma na to jednak miejsca i czasu. Droga do sedna sprawy długa i kręta...
Zacznijmy od tego, kto rozpętał tzw. drugą wojnę światową? Hitler – tak brzmi prawidłowa odpowiedź. Nie jest to jednak odpowiedź pełna i wyczerpująca. Wręcz przeciwnie. Adolf Hitler rzucił przeciwko Polsce prawie wszystko, czym dysponował. Miał to być nowy rodzaj wojny. Po pierwszym etapie Wielkiej Wojny, gdzie była to wojna pozycyjna, podczas której żołnierze gnili w okopach, nastąpił etap drugi: wojna błyskawiczna – blitzkrieg. Hitler nie był jednak pewny zwycięstwa z Polakami. Potrzebował sojusznika, a tak się złożyło, że towarzysz Stalin na Wschodzie, był bardzo zainteresowany współpracą. Dwa totalitarne państwa się od siebie różniły, ale… to socjalizm i to socjalizm… Czemu nie?
Stalin wspomagał swego kolegę Hitlera: posyłał mu setki wagonów z surowcami i minerałami, szkolił pilotów i czołgistów. Pomagał Hitlerowi, jak tylko mógł. Jego plan był bardzo prosty. Trzeba było pomóc fanatykowi podbić Francję, Polskę i co tam się jeszcze uda wciągnąć do wojny i kiedy już się wszyscy wykrwawią, uruchomić potężną machinę wojenną, która ruszy na podbój świata. Tą machiną, był oczywiście Związek Sowiecki z całym swoim potencjałem militarnym. Potencjał ten, był czymś tak imponującym, że nikomu innemu na świecie nawet się nie śniło coś takiego. Samych czołgów Stalin miał więcej niż wszystkie armie świata razem wzięte.
Kiedy Niemcy napadli na Polskę, mieli podpisany tajny protokół ze swym sojusznikiem Stalinem. Dotyczył on podziału łupów, czyli m.in. rozgrabienia Polski między siebie. Oczywiście Hitler i Stalin nie byli dobrymi kolegami, jak pisałem wyżej. To był czysty interes. Zabić niedźwiedzia i podzielić się jego skórą. Stalin zamierzał zniszczyć wykrwawionego wojną z Polską i Francją (ew. Wielka Brytanią i USA) Hitlera, a Hitler chciał, po uporaniu się z państwami Zachodnimi, zniszczyć Stalina. Obaj oczywiście mieli świadomość, co do planów „kolegi’. Na tej szachownicy, lepszym graczem okazał się Stalin.
Kiedy Hitler napadł na Polskę, Stalin siedział sobie spokojnie w swoim gabinecie i popalał tytoń w fajce. Hitler Słał ponaglenia i prośby o pomoc, zgodnie z umową, ale Stalin tłumaczył, że jeszcze nie jest gotowy, że armia nie przygotowana, itd. Słowem, wykręcał się jak mógł. Hitler atakował, a Polacy zawzięcie się bronili. W Polsce trwało przegrupowanie wojsk, a Hitlerowi na wielu odcinkach frontu zaczęło brakować amunicji. Stalin popalał tytoń… Hitler dwoił się i troił; prosił, ponaglał, a Stalin… popalał tytoń…
Wreszcie wódz zdecydował, że już czas. 17 września Armia Polska otrzymała cios w plecy. Stalin uruchomił swoja machinę wojenną, która napadła na Polskę od Wschodu. Los Polski został przypieczętowany. Kraj podzielono między dwóch okupantów.
Hitler szykował się do ataku na Francję, a Stalin popalał tytoń. Nie tylko. Niestety… Hitler robił „porządki na swoim kawałku podbitej Polski, a Stalin na swoim. Tutaj zaczynał się dramat wielu polskich rodzin. Zsyłki w dalekowschodnie śnieżne krainy, katorżnicza praca. Dla wielu tysięcy Polaków zsyłka oznaczała śmierć. Stalin zakładał „nową Polskę wolną od bata obszarników”, jak to ujął jeden z komentujących rozmowę z przewodniczącym IPN – u. Co to oznaczało? Śmierć inteligencji Polskiej; księży, urzędników, nauczycieli… Tymi obszarnikami, czyli „kułakami” i „panami” była przeważnie szlachta polska. Przedstawiciele narodu, którzy posiadali majątki ziemskie. Ludzie ci, stanowili dla Stalina i nowego, socjalistycznego ładu, element niepożądany, kwintesencję polskości. Byli potencjalnymi buntownikami i nie raz dali Rosjanom w kość. Stalin pamiętał dobrze porażkę w inwazji na Polskę sprzed kilku lat. Pamiętał baty, jakie dostał od marszałka Piłsudskiego pod Warszawą. Wiedział, że Polska łatwo się nie podda i tutaj przydał mu się Hitler. Niszczenie elity państwa polskiego, nie mogło się obyć bez zniszczenia kadry oficerskiej. Polskich oficerów i policjantów zamordowano strzałem w tył głowy. Nikomu mam nadzieję nie trzeba tłumaczyć, co kryje się pod słowem „Katyń”?
Uporawszy się z ewentualnym wrogiem na terenie podbitej Polski, Stalin przygotowywał się do kolejnego etapu podboju świata. Do tej pory wiele uzyskał rękami Hitlera, który zadziwiająco łatwo podbił Francję i rozpędzał swoją machinę wojenną dalej. Teraz, należało zniszczyć i jego. Hitler nie mógł sobie jednak pozwolić, żeby za jego plecami stacjonowała taka potęga militarna, jaka dysponowali towarzysze Sowieci. Kolega kolegą, ale interes narodu przede wszystkim. Towarzysz Józef dysponował potencjałem, o którym Hitler nie miał pojęcia, co z pewnością ułatwiło mu podjęcie decyzji o ataku na Związek Sowiecki.
Dwa agresywne totalitaryzmy stanęły naprzeciwko siebie. Hitler wyprzedził, prawdopodobnie o kilka dni atak Stalina. W czerwcu 1941r. wybuchł konflikt, który w Rosji nazywany jest Wielka Wojną Ojczyźnianą. Kłamliwie też określa się go, jako początek drugiej wojny światowej dla Rosji. Tak, jakby 17 września nic szczególnego się nie wydarzyło.
W każdym razie wojna niemiecko – sowiecka, zakończyła się klęska faszystowskich zastępów Hitlera. Stalin podniósł się z początkowych porażek, uruchomił odwody i dzień za dniem przechylał szalę zwycięstwa na swoja stronę. Polska stanęła między młotem a kowadłem. Z jednej strony „wróg naszego wroga jest naszym przyjacielem”, jak mówi porzekadło, ale co jeśli mamy do czynienia z dwoma wrogami, z których i jeden i drugi nagle obwieścił, że jest naszym przyjacielem i wzywa o wsparcie? Polska nie miała dobrego wyjścia z zaistniałej sytuacji. Nie miała zamiaru bratać się z żadnym z morderczych reżymów. Jednak w śniegach Syberii codziennie umierali Polacy. Z powodu wycieńczającej pracy, mrozu i głodu. Aby ich uratować, trzeba było jakoś się dogadać z towarzyszem Stalinem. Ten z kolei, wiedział, że podziemie niepodległościowe w Polsce, z pewnością nie ułatwi mu podboju hitlerowskich Niemiec i dalszych „prowincji” świata. W rezultacie politycznych zmagań, Polska stała się sojusznikiem Stalina, który czerpał całymi garściami z pomocy Zachodu. Prosił o pomoc i wsparcie swoich nowych sojuszników i dostawał je. Czołgi, samochody… Stalin brał wszystko i prosił o więcej. Wszakże, walczymy ze wspólnym wrogiem!
Powiedzmy, że stosunki z Polską układały się dobrze. Utworzono Armię pod wodzą gen. Władysława Andersa, która troszkę odżywiona i uzbrojona, umknęła Stalinowi i przeszła pod rozkazy Zachodnich mocarstw. Stalin był zdegustowany. Utworzył kolejna Armię, tym razem na jej przywódcę wybrał człowieka, który był bardziej uległy niż Anders, Zygmunta Berlinga. Berling, po głośnym procesie rozwodowym w 1939r, został odsunięty od wojska polskiego. Oficerski sąd honorowy uznał wyłudzenie majątku żony, za niegodne honoru oficera. U schyłku wojny obronnej, został aresztowany przez NKWD i podjął współpracę z sowietami. W związku z tym, nie dostał kuli w potylicę w lasku katyńskim. Wręcz przeciwnie, przyjął obywatelstwo Związku Sowieckiego i był współautorem deklaracji hołdu i lojalności wobec Józefa Stalina. Nie ewakuował się wraz z Armią gen. Władysława Andersa do Iranu i nie brał udziału w słynnej bitwie pod Monte Cassino. Został zdegradowany i wydalony z Wojska Polskiego. Sąd Polowy skazał go na karę śmierci, jako zdrajcę i dezertera. Sąd wskazał, że Berling, wraz z innymi oskarżonymi „zbiegli z szeregów Armii Polskiej zdaniem sądu po to, aby wstąpić do Armii Sowieckiej, a więc do służby państwa, którego jednym z celów politycznych jest pozbawienie bytu niepodległego Państwa Polskiego przez wcielenie jego ziem do ZSRR i dlatego skazał oskarżonych na karę śmierci.”
Dla Stalina, Berling nie był zdegradowanym podpułkownikiem. Szybko awansował go na pułkownika i generała brygady (10 sierpnia 1943r.).
Chociaż gen. Anders ciągle domagał się wypuszczenia swoich oficerów z obozów, wkrótce okazało się, że oni wszyscy nie żyją. Stalin kazał ich wymordować. Stosunki z Polską musiały się pogorszyć i tak się stało. Stosunki dyplomatyczne zerwał Józef Stalin, co było mu na rękę, a mord katyński zrzucił na Niemców.
W tym momencie, Polacy zwerbowani do Armii gen. Berlinga (co niewątpliwie wielu z nich uratowało życie) stali się jedną z kart przetargowych w sowieckiej propagandzie. Stalin był wielkim orędownikiem pokoju, dla którego był w stanie poświęcić wiele. Podjął ogromny trud w pokonaniu awanturnika Hitlera, a u jego boku stoi Armia Polska i sojusznicy z Zachodu! Cóż za piękna historyjka…
Stalin zdawał sobie sprawę, że podbój Zachodu trzeba odłożyć na czas późniejszy, a póki co, należy podbić jak najwięcej i nie oddać z tego nic. Gdzie wiedziemy czołgami, to nasze. Zaprowadzimy socjalizm i będzie pięknie. Problem w tym, że wielu zwolenników socjalizmu nie było, a już na pewno nie w Polsce.
W miarę postępu sowieckich czołgów nasilał się opór podziemia niepodległościowego w Polsce. Żołnierze, którzy działali w ukryciu nie mogli się mierzyć z potęgą Stalina. Częściowo współpracowali z partyzantką sowiecką i regularnymi jednostkami wojskowymi. Sowieci w zamian aresztowali i odbierali broń naszym żołnierzom, po czym przymusowo wcielali ich do podległych im jednostek, lub mordowali. Nie było wątpliwości; oni tu są gospodarzami i łatwo nie ustąpią. Podziemna Armia Polska nie miał możliwości wyjść z ukrycia. O ile wcześniej walczyła z okupantem niemieckim, teraz miała przejść do historii, jako podziemie antykomunistyczne, „żołnierze wyklęci”.
Dzielnym żołnierzom Armii Czerwonej stawiano w każdym mieście ogromne pomniki, jakoby w podzięce za wyzwolenie spod jarzma okupacji niemieckiej. W cytacie, który zamieściłem na początku, niejaka nikola@ napisała:
„Moje dzieciństwo upłynęło w opowieściach zarówno o Niemcach jak i Rosjanach bo miejsowość leżała na pograniczu Polski i Niemiec. We wspomnieniach pojawiało się słowo zielona granica ale nigdy nikt źle nie mówił ani o jednych ani o drugich!!! Mimo, że wujek jeden przeżył Dachau przez 4 lata a drugi niestety jako oficer zginął w Katyniu.”
Dziwna to miejscowość, w której nikt źle nie mówił ani o jednych okupantach, ani o drugich, nieprawdaż? Wujek w obozie koncentracyjnym w Dachau, drugi zamordowany w Katyniu, ale nic się nie stało?! Nikt źle nie mówił?! Chyba powstrzymam się od komentarza…
Andrzejewo leży bliżej granicy wschodniej i tutaj nikt nie miał wątpliwości, że i jedni i drudzy fajnymi sąsiadami zza płotu nie byli. Była tu okupacja sowiecka, potem niemiecka, a później znowu sowiecka. Zdecydowanie lepiej oceniani są Niemcy. Chociaż aniołami nie byli, to w porównaniu z sowietami, jednak byli bardziej ludzcy.
Komu te pomniki stawiano? – bo o tym tu przecież mowa. Wyzwolicielom, jak głosiła propaganda? Oswobodzicielom spod jarzma hitlerowskiego? A któż nas wpędził w to jarzmo? Czy jak dwóch złodziei pobije się w moim domu i jeden wypędzi drugiego, to mam się cieszyć, że został tylko jeden do rabowania? Czy jak jedną okupacje zastąpiła druga, to mam się z tego cieszyć?
Cóż ta okupacja oznaczała? Napiszę w drugiej części, która będzie kontynuacją tejże. Tymczasem polecam, w ramach uzupełnienia film Grzegorza Brauna: