top of page

Kolonialna ekspansja Hiszpanów

Krzysztof Kolumb nazwał rdzennych mieszkańców kontynentu amerykańskiego „Indios”. W liście do króla Hiszpanii pisał:


„Tak łagodni, tak spokojni są ci ludzie, że przysięgam Waszemu Majestatowi, iż nie ma na świecie lepszego narodu. Kochają swoich sąsiadów jak samych siebie, mowa ich jest słodka, delikatna i towarzyszy jej uśmiech i choć prawdą jest, że chodzą nadzy, maniery ich są stosowne i pełne godności”.


12 października 1492r. był dniem, w którym zaczęły się kłopoty „łagodnych i spokojnych” Indian, dla których najwyższym dobrem była rodzina, plemię i natura, która ich żywiła i dawała odzienie.


Kolonialna ekspansja Hiszpanii na ląd amerykański rozpoczęła się w drugiej połowie XVIIIw. Indianie chętnie uczestniczyli w życiu białego człowieka, zwłaszcza, że ten imponował im swoją potęgą i wyższym poziomem rozwoju. Indianie chętnie przyjmowali wiarę białych ludzi, chociaż praktykowali też swoje tradycje. Uczyli się uprawiać ziemię i hodować zwierzęta. Nie wszyscy podchodzili do tego entuzjastycznie, zwłaszcza, że nie byli przyzwyczajeni do regularnego wstawania wczesnym rankiem i nie potrzebowali zdobywać pożywienia ponad to, co potrzebne im było do przeżycia. Cywilizacja białego człowieka diametralnie różniła się od ich sposobu życia. Dla białych, Indianin to po prostu dziki poganin i nie za bardzo zwracali uwagę na fakt, że na kontynencie zamieszkiwało setki plemion, które różniły się od siebie sposobem życia, dietą, tradycjami i językiem. Większość plemion żyła w zgodzie ze sobą i prawie żadne nie było nastawione wojowniczo.

Indianie

Półnadzy mieszkańcy kontynentu amerykańskiego byli dla przybyszów z Europy niczym zwierzęta, część środowiska naturalnego – dzicy. Niektóre plemiona (np. Czumasze, Pomo albo Yurokowie na terenie dzisiejszej Kalifornii), na podobieństwo zwierząt zabijali dzieci, których nie byli w stanie wyżywić w latach głodu. Praktykowali też zabijanie bliźniąt, chorych dzieci i starców. Znane im było również niewolnictwo i kanibalizm Czasami niewolnictwo było sprawą honoru, kiedy konkretna osoba sama oddawała się w niewolę, nie mogąc spłacić zobowiązania należnego współplemieńcowi, albo członkowi innego plemienia. Porywano kobiety i dzieci. Swego czasu trwał nawet spór o to, czy czerwonoskórzy są ludźmi. Rozstrzygnął go Kościół Katolicki, który miał wówczas ogromne wpływy w Europie, a co za tym idzie i na świecie. Papież Paweł III wydał w roku 1537 bullę „Sublimus Deus”. Jej znaczenie i wydźwięk w tamtych czasach miało kolosalne znaczenie. Można powiedzieć, że był to ogromny skok w kwestii ucywilizowania świata. Bulla papieska była pierwszym dokumentem w historii świata, który uznawał prawo człowieka do wolności i własności. Papież jednoznacznie określał, że Indianie, a także Murzyni są jak najbardziej ludźmi i mają prawo do godności człowieka, jako dzieci jednego Boga. Kościół wyznaczył tym samym nową ścieżkę, którą dzisiaj wpisujemy w ogólną nazwę „cywilizacji łacińskiej”. Każdy, niezależnie od koloru skóry był uznany za człowieka i jako człowiek posiadał konkretne prawa, niezależnie od wyznawanej wiary. Chociaż papież potępił niewolnictwo i położył podwaliny pod zakończenie tego procederu na świecie, upłynęło jeszcze wiele lat do czasu, kiedy system niewolniczy przestał funkcjonować w życiu i świadomości ludzi białych (również Kościoła). Bulla była tym bardziej znaczącym dokumentem, że została wydana w czasie, kiedy wiele potężnych rodów magnackich żyło z wyzysku i grabieży innych, mniej rozwiniętych ludów.


Bulla Pawła III

Niestety dokument wydany przez Pawła III był tylko dokumentem Kościoła i nie koniecznie musieli się z nim zgadzać królowie i książęta. Nie musieli i nie mieli zamiaru. Chociaż Kościół nakładał ekskomunikę na wszystkich, którzy zignorują słowa papieża, to zyski z zamorskich kolonii i wyzysku niewolników były tak ogromne, że jeszcze przez setki lat głos Kościoła był wołaniem, które przynosiło niewielkie efekty. Bulla papieska nie mogła być jednak całkowicie zignorowana przez możnowładców. Po naciskach Korony Hiszpańskiej, jednego z najpotężniejszych mocarstw ówczesnego świata papież został zmuszony do pewnych ustępstw, ale jego bulla przyniosła efekty. Otóż Indianie Ameryki Północnej zyskali prawo do posiadania ziemi. Byli przecież ludźmi, bo tak stwierdził papież i posiadali ziemię, na której byli gospodarzami. Chociaż… z posiadaniem ziemi to troszeczkę nie tak. Indianom nawet w głowach się nie mieściło, że ziemia może być czyjąś własnością. Ziemię dał Bóg dla wszystkich i każdy może z niej korzystać i wędrować po niej gdzie tylko chce. Z poszanowaniem jej zasobów i wszelkich istot ją zamieszkujących. To przybycie białego człowieka wprowadziło w świadomość rdzennych mieszkańców kontynentu prawo własności ziemi i wymusiło walkę o nią.


Do Polski informacje o odkryciu nowego lądu dotarły około roku 1500. Pierwszy rękopis traktujący o temacie, to manuskrypt Jana Schillinga z Głogowa z 1501r. Innym wczesnym źródłem jest chociażby „Kronika wszystkiego świata” Marcina Bielskiego z 1551r.


W drugiej połowie XVI w. Jezuici, pod hasłem obrony wiary katolickiej mocno wzięli się za nawracanie Indian na chrześcijaństwo, co nie szło w parze z przymusem, który coraz częściej wobec Indian stosowano. W Polsce Jezuici (przede wszystkim Hiszpanie i Włosi), którzy siłą nawracali Indian byli wyśmiewani i krytykowani. Polacy doskonale pamiętali poczynania rycerzy Krzyżackich i zdawali sobie sprawę, że nawracanie siłą do niczego dobrego nie prowadzi. Właśnie do Krzyżaków, którzy pod pozorem ochrony wiary, „dla dobra chrześcijaństwa” łupili wschodnie tereny Europy, porównywano misjonarzy hiszpańskich. Oczywiście pod osłoną misji i z hasłem „chrześcijaństwo” na ustach, przeprowadzano ekspansję polityczną.


Polscy przeciwnicy konkwistadorów upatrywali w nich stronników politycznych króla Hiszpanii. W Polsce panowała wówczas tolerancja religijna, jakiej świat nie znał, dlatego wszelkie objawy nawracania siłą były potępiane i nazywane kłamliwymi (farbowanymi) praktykami pobożności. Jan Szczęsny Herburt w roku 1613 (w dziele pt. „Zdanie o narodzie ruskim pisane podczas konfederacji moskiewskiej”) pisał, że jeśli „w Indii szuka Hiszpan złota a we władyctwach ruskich szukają groszów niechajże tej farby nabożeństwa zaniechają”.


W tym samym „dziełku” (jak by napisał Jan Pasek) Herburt pisze o rozmowie na temat kolonizacji Indian w Nowym Świecie (wówczas nazywanym też Indiami)

Pedro Menéndez de Avilés.  https://histmag.org

podczas Soboru Trydenckiego:


„Na zborze trydenckim zadali francuscy duchowni hiszpańskim duchownym, że niesłusznie i nie chrześcijańsko król hiszpański Indyją bierze. Bo jeśli ich chcą nawrócić na wiarę chrześcijańską, czemuż ich nie nawracają według nauki Chrystusowej, kazaniem, proroctwem i cudami, ale wojska i działa, których Chrystus Pan nie zażywał i wszyscy prawdziwi uczniowie jego, nie miały tam co czynić. Odpowiedziało hiszpańskie duchowieństwo, że król hiszpański z miłości chrześcijańskiej chce Indyjczyki nawrócić i posyła kaznodzieje do nich, których aby oni nie pobili, posyła przy nich wojsko i nie czyni gwałtu Indom, jeno kaznodziejów swych broni, aby ich Indowie nie pobili. Rozśmiali się wszyscy na tę odpowiedź hiszpańską a więcej o tym mówić zakazano”.


Joachim Bielski w utworze pt. „Pieśń nowa o szczęśliwej potrzebie pod Byczyną” pisał:


„Niech włoskie kraje siła nad nas mają,

Indyjskie rzeki złota dosyć dają;

Ma Polska nad nie, ma nad złote wody

Droższe swobody”


Widać w tych słowach zamiłowanie szlachty polskiej do wolności i innych swobód obywatelskich, które ceniono bardziej od bogactwa. J. Januszowski wręcz pisał o pogardzie dla handlu polskiego szlachcica; procederu, który uważano za hańbiący i dobry dla Żydów. Janusz Tazbir:


„Januszowski (1628) pogardliwie zaś odzywał się o Niemcach, Hiszpanach, Włochach i Francuzach „którzy, by nawiętszy panowie, do Indii Wschodnich i Zachodnich handlują i kupiectwem się bawią”. Cóż bowiem warte są uzyskane za pieniądze tytuły szlacheckie wobec polskich nabytych „cnotą, krwią i dzielnością” przez ludzi, którzy słusznie się brzydzą handlem. W postawie tej sporo było rzeczywistej pogardy wobec „kupczyków”, niemało partykularyzmu polskiego ziemianina, odwracającego się plecami do morza, wiele wreszcie z ostentacyjnego, wspólnego wszystkim moralizatorom, lekceważenia jakie cnota winna okazywać bogactwu. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, iż w przytoczonych powyżej wypowiedziach brzmi także nuta zazdrości. Oto Hiszpanie, Anglicy czy Włosi ciągną olbrzymie zyski z kolonii w postaci przede wszystkim szlachetnych kruszców, których Polsce tak zawsze brakowało”.


W tych wszystkich rozprawkach moralizatorskich z tamtych czasów rzadko przebija się jeden, bardzo istotny „szczegół”. Otóż to całe bogactwo czerpane z kolonizowania odległych lądów, polegało na wyzysku, a towarzyszyła mu przemoc na ogromną skalę.


Oczywiście wśród poddanych króla Rzeczypospolitej, też byli ludzie chętni sławy i bogactwa. Rzeczpospolita Obojga Narodów była ogromnym mocarstwem i dziwiłoby, gdyby nie znalazłby się tam żaden chętny do zdobycia dalekich lądów i zatknięcia tam swojej bandery. Lennik króla polskiego, książę Kurlandii Jakub Kettler miał taki rozmach, że wysłał swoje ekspedycje zarówno do Ameryki Południowej, jak i Afryki. Polski poddany nie podchodził do handlu i kolonizacji w stylu hiszpańskim, czy angielskim, ale postanowił opłacić się pewną daniną królowi Afryki. Król Barry świetnie się dogadywał z przybyszami i niebawem jedna z wysp zyskała miano Wyspy Świętego Andrzeja i wybudowano na niej fort, którego ruiny nadal zdobią krajobraz wyspy.


Tragiczna historia Polski, którą zapoczątkował Potop szwedzki spowodowała, że nie dane było Polsce zdobyć większych, zamorskich kolonii.


Hugo Kołłątaj w jednym z pism politycznych pisał:


„Wyspy francuskie, osady holenderskie i angielskie obchodzą się w sroższy nierównie sposób z Murzynami, temi nieszczęśliwemi dwóch części świata obywatelami, w których łzach skropione produkta służą wykwintnym Europejczykom za przysmak i wygodę”.


W XVI w. ludzie pokroju Hernána Cortésa podbili terytoria Meksyku i Peru, a w wyniku wojen, morderstw i chorób przywiezionych przez białych Europejczyków, zdecydowana większość rdzennych mieszkańców obu Ameryk przestała istnieć. Holokaust Indian dotyczył niemalże całej populacji ludności tubylczej.


Ojciec Bartolome de las Casas napisał „Krótką relację o wyniszczeniu Indian”, którą zaprezentował władcy Hiszpanii Ferdynandowi II Katolickiemu i jego małżonce Izabelli. Zaproponował, aby Indian zastąpić lepszymi w pracy pracownikami czarnoskórymi. Od tej chwili Indianie znaleźli się pod protekcją władców Hiszpanii. Prześladowanie Indian było coraz mniejsze. Dominikanin sporządził też pewien kodeks prawny, który spowodował zrównanie względem prawa mieszkańców ziem podległych Koronie Hiszpanii. Nakaz władców był jasny: mieszkańcy skolonizowanych ziem, albo tych, które w przyszłości będą skolonizowane mają być traktowani uczciwie i sprawiedliwie. Wiara miała być szerzona zgodnie zasadami humanitarnymi, a nauka języka hiszpańskiego dobrowolna. Oczywiście na miejscu, w misjach nie wszystko wyglądało tak kolorowo jak na papierze.


Należy zauważyć, że podbój Inków i Azteków dokonał się przy ogromnej pomocy mieszkańców kontynentu amerykańskiego. Te ogromne i dobrze rozwinięte ludy zbudowały swoje imperia na pracy niewolniczej i podboju innych, mniejszych i słabszych plemion. Właśnie te plemiona były ogromną pomocą dla Hiszpanów w pokonaniu ciemiężących ich władców Inków, czy Azteków.

Również w Ameryce Północnej, czerwonoskórzy mieli swoich zdrajców wśród plemion, którym podobał się styl życia białych i byli posłusznymi wykonawcami woli swych mocodawców w kowbojskich kapeluszach.


Nowy Ląd był w dużej mierze postrzegany jak kraina z bajki. Nie wiedziano jeszcze o bogactwach naturalnych Ameryki, a dostęp do nowoodkrytego miejsca był mocno ograniczony. Przez dwieście lat nie przykładano większej wagi do eksploatacji tych kolonii. Hiszpania została zmobilizowana do szybszego działania, przez Rosjan.


Krzysztof Kolumb

Cesarstwo Rosyjskie mocno ingerowało w życie kolonialnych mocarstw w tych stronach i Hiszpania musiała podjąć zdecydowane kroki w kierunku podporządkowania sobie terenów, albo wycofania się z nich. Po morzach pływało też coraz więcej okrętów Portugalskich, Angielskich i Francuskich. Oczywiście Korona Hiszpanii wybrała drogę kolonizacji.


Pierwsza ekspedycja kolonizacyjna na większą skalę wyruszyła do Kalifornii w roku 1769. Uległość tamtejszych Indian, które Henryk Sienkiewicz nazywa „pokornymi” spowodowała, że nie obawiając się odwetu z ich strony, często obchodzono się z nimi brutalnie.


„Może to nieuniknione – pisał H. Sienkiewicz -, może konieczne, a jednak jest w głębi natury ludzkiej jakieś poczucie sprawiedliwości, któremu dzieje się w ten sposób krzywda; więc mimo woli w imię tego uczucia pragnie się nieraz powiedzieć „goddam!” na ową cywilizację, nauczycielem, jakim byłby wilk dla owiec”.


Brutalne kary i środki przymusu wdrażane w życie Indian z czasem spotkały się z wrogością. Indianie skupieni w misjach, gdzie uczyli się uprawy roli i hodowli zwierząt zostali pozbawieni wolności. Odłączano ich od członków plemienia i rodziny. Zżerała ich tęsknota i choroby. Całkowicie rozbito ich sposób życia i zniszczono kulturę w której egzystowali. Coraz więcej czerwonoskórych uciekało z misji. Kiedy ucieczki stały się powszechne, za zbiegami wysyłano wojsko, które sprowadzało uciekinierów siłą, albo pozbawiało ich życia, zależnie od sytuacji.


Kary cielesne w ówczesnej mentalności nie były niczym złym, wręcz przeciwnie. Podobnie jak klaps dany dziecku kilka lat temu był czymś normalnym, a dzisiaj coraz bardziej się go piętnuje, kary cielesne były jak najbardziej normalnym zjawiskiem. Wśród braci zakonnych wręcz były naturalną pokutą za grzechy natury ludzkiej. Bardzo często biczowanie Indianina było niczym w porównaniu do kary, jaką nakładali na siebie zakonnicy. W niektórych wspólnotach zakonnicy biczowali siebie, albo współbraci prawie codziennie. Wobec tego kary wymierzane tubylcom były dla nich czymś normalnym. Co ciekawe, wielu Indian akceptowało taki sposób życia i jeżeli tyko mogli egzystować w obrębie własnej wioski i być blisko swoich rodzin, to chętnie uczestniczyli w życiu, którego uczyli ich misjonarze.


Z czasem Indianie, którzy żyli w złych warunkach, z dala od rodzin i plemienia, zaczęli się buntować coraz bardziej i wywoływali mniejsze lub większe powstania. Wszystkie były brutalnie tłumione przez żołnierzy.


Na skutek zawiłych stosunków między mocarstwami, wojen i podbojów, imperium kolonialne Hiszpanów zaczęło chylić się ku upadkowi.

W 1819r. Floryda została sprzedana Stanom Zjednoczonym. Na niepodległość wybił się Meksyk (zagarnął też Kalifornię), a Gwatemala, Salwador, Honduras, Nikaragua i Kostaryka zjednoczyły się w Zjednoczone Prowincje Ameryki Środkowej. W roku 1839 prowincje te uzyskały autonomie i stały się oddzielnymi państwami. W roku 1898, na skutek wojny ze Stanami Zjednoczonymi Hiszpania utraciła również Kubę i Portoryko.


Dla Indian rozpoczął się wówczas nowy rozdział życia. Meksykanie sprawili, że wielu Indios zatęskniło za biczującymi ich dominikanami, jezuitami, albo franciszkanami.

Źródła:

- „Pochowaj me serce w Wounded Knee”, Dee Brown

- „Ludobójstwo zwane cywilizacją”, Danuta Derlińska-Pawlak

- „Polscy przyjaciele i wrogowie konkwistadorów”, J. Tazbir w „Odrodzenie i reformacja w Polsce, XII/1967r.

- „Poza horyzont. Polscy podróżnicy”, J. Łenyk-Barszcz i P. Barszcz

- „Polskie Imperium”, Michael Morys-Twarowski

- „Indianie a miasto białych ludzi.”, J. Mucha w „Etnografia Polska”, XXXVI/199

- „Kronika wszystkiego świata”, Marcin Bielski

- „Listy z podróży do Ameryki”, Henryk Sienkiewicz

- „Indian beadwork”, Clark Wissler

bottom of page