top of page

Bitwa w Czerwonym Borze


 

    W czerwcu 1944 roku niemieccy okupanci przeprowadzili jedną z wielu akcji pacyfikacyjnych. Społeczeństwo było przyzwyczajone do tego typu aktów przemocy, ale to była sytuacja szczególna. Akcja objęła swoim działaniem tereny powiatu zambrowskiego, w obrębie którego znajdowało się miasto Zambrów i Andrzejewo oraz powiat łomżyński (tutaj przede wszystkim Łomża, Kolno, Nowogród).


    Obszar pacyfikacji Niemcy uważali za bardzo niebezpieczny. Doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że na tych terenach istnieją silne struktury podziemia niepodległościowego. Łomżyńskie więzienie było pełne niepokornych Polaków, a jego „gościnne” progi przekroczyli kolejni aresztanci. W czerwcowych łapankach, w ręce okupanta dostało się wielu ludzi, wśród nich tych, którzy czynnie działali w strukturach Polskiego Państwa Podziemnego, a także członków ich rodzin.


    Pacyfikacje nie były niczym nowym, miały miejsce od pamiętnego września 1939 roku. Heinrich Himmler, jeden z głównych katów Adolfa Hitlera ogłosił Generalne Gubernatorstwo  obszarem szczególnie nasilonej walki z partyzantką. Niepokornych rozstrzeliwano, albo wywożono do obozów pracy, bądź koncentracyjnych. 2 września 1944 r. w Lipniaku Majoracie zamordowano blisko 500 osób, w tym starców i dzieci z takich miejscowości jak: Nagoszewka, Długosiodło, Brańszczyk… W czasie okupacji właściwie nie było dnia bez egzekucji.


Władysław Liniarski
Zambrów rok 1934. Po prawej stronie stoi Władysław Liniarski. Wówczas w randze porucznika.

    W Kolnie aresztowano (w czerwcu 1944 r.) kilkudziesięciu żołnierzy podziemia, w tym dowódcę miejscowej kompanii. Komendant rejonowych struktur Armii Krajowej (AK) porucznik Stanisław Olczak ps. „Szarecki” poprosił o wsparcie żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych (NSZ), reprezentowanych przez porucznika Bolesława Kozłowskiego ps. „Grot”. Narodowcy nie odmówili. Zwłaszcza, że w szeregach AK było wielu zwolenników Stronnictwa Narodowego i innych organizacji narodowych. W strukturach AK funkcjonowała między innymi Narodowa Organizacja Wojskowa (NOW). Od kilku miesięcy NSZ, na mocy umowy scaleniowej wchodziły w skład AK, ale przezornie zachowywały bardzo dużą autonomię, co w perspektywie czasu okazało się bardzo rozsądnym posunięciem. Nie wszystkie organizacje narodowe zdecydowały się na wejście w struktury AK, która w dużej mierze była spenetrowana przez wywiad sowiecki i niemiecki. W efekcie rozłamu te grupy, które weszły w skład Armii Krajowej oznaczano skrótem „AK”, np. NOW-AK, NSZ-AK. Dzięki temu scaleniu, szeregi AK powiększyły się ponad dwukrotnie. Kiedy AK została rozwiązana, narodowcy, którzy nadal chcieli walczyć w podziemiu wychodząc ze struktur AK, utworzyli Narodowe Zjednoczenie Wojskowe (NZW).


Kozłowski, Biały, Szczerbiec,
Antoni Kozłowski ps. „Biały”, „Szczerbiec” z NSZ

    Komendantem białostockich struktur podziemnych NOW-AK był „Mścisław”, dzisiaj, po awansie pośmiertnym generał Władysław Liniarski. On również nie zamierzał kończyć działalności na rzecz oswobodzenia Ojczyzny. Po rozwiązaniu AK zawiązał struktury Armii Krajowej Obywatelskiej (AKO). Twierdził, że wojna trwa „dopóki na polskiej ziemi będzie jeden zaborczy sołdat czy bojec obcego państwa – wojna trwa! Dopóki ostatni NKWD-zista nie opuści naszych granic - wojna trwa! Bo co robi komandir, bojec, NKWD na naszej Świętej Ziemi? Kradnie nasz dobytek, rabuje, gwałci nasze siostry, morduje ojców i matki, broniących swych córek. Wywieziono do Rosji żelazo, zapasy z magazynów, pozostałe maszyny z fabryk, drugie tory z niektórych linii kolejowych, sprzęt rolniczy z pasa wysiedlonego. Wycięto lasy. Aresztowano w białostockim 85 000 najlepszych naszych braci, wywieziono z tego do Rosji 48 000. Pozostałych w więzieniach katuje się w bestialski sposób”.


    W czerwcu 1944 roku większym problemem byli Niemcy i fakt, że aresztowali setki osób związanych z walką narodowowyzwoleńczą. Tych z Andrzejewa i najbliższej okolicy przetrzymywano w areszcie gminnym. Ci, którzy pozostali na wolności postanowili uwolnić swoich bliskich, znajomych. Wywierali więc presję na przełożonych, aby zorganizowali akcję mającą na celu odbicie aresztowanych jeszcze w drodze do łomżyńskiego więzienia. Decyzje zapadły bardzo szybko. „Mścisław” nie wahał się długo, zezwolił na odbicie więźniów. Zaangażowano wszystkie okoliczne oddziały zbrojnego podziemia. W rejonach koncentracji stawiło się setki żołnierzy z okolic Łomży, Zambrowa, Andrzejewa… Tymi z NOW-AK dowodził porucznik Zygmunt Przeździecki ps. „Wiesław”.


    Leszek Zugaj:


    W końcu czerwca 1944 roku w Czerwonym Borze skoncentrowały się liczne oddziały partyzanckie NOW, AK i NSZ. Zgrupowanie liczyło około 200 osób. Dowódcą był kapitan „Jacek” Jan Buczyński z AK, zastępcą „Wiesław” Zygmunt Przeździecki i „Ikar” Jerzy Klimaszewski – obaj pochodzili z NOW. W oddziałach zarządzono stan gotowości bojowej, obrzeża Czerwonego Boru były patrolowane.



    Oddziałem NSZ-AK osobiście dowodził kapitan Antoni Kozłowski ps. „Biały”. Oddział Akcji Specjalnej Narodowych Sił Zbrojnych (AS NSZ) pod jego dowództwem zdołał przeprowadzić szybką i skuteczną akcję pod Cydzynem. W rezultacie zasadzki zdołał odbić 30 osób z rąk nazistowskich żandarmów. Było to piękne preludium przed atakiem na łomżyńskie więzienie. Podobną akcję zaplanowało podziemie z okolic Andrzejewa. Idealnym miejscem na zasadzkę było miejsce, gdzie droga wiodła w kierunku Łomży. Niestety, Niemcy byli szybsi i przetransportowali pojmanych inną trasą. Oddział akowski pod komendą st. sierż. Józefa Bańkowskiego ps. „Góra” nie dzielił tryumfu z „Białym”.


Mjr. Ferdynand Tokarzewski ps. "Kruk":


Dowódca 8 kompanii st. sierżant Józef Bańkowski ps. „Góra" zarządził częściową mobilizację kompanii w celu odbicia aresztowanych w czasie przewożenia ich do więzienia w Łomży drogą Andrzejewo - Zambrów. Urządzono zasadzkę na tej drodze, lecz do akcji nie doszło na skutek mylnych wiadomości o losie aresztowanych.


    Czesław Brodzicki:


    Osoby aresztowane i osadzone w areszcie żandarmerii kolneńskiej, były przetransportowywane z Kolna w dwóch etapach – najpierw do Małego Płocka, a następnie do Łomży. Dwukrotnie odbijano więźniów podczas drugiego etapu transportu. 13 czerwca 1944 r. w okolicy Bud Czarnockich 22-osobowy oddział NSZ, dowodzony przez Antoniego Kozłowskiego, ps. „Biały” odbił 16 aresztowanych, rozbrajając Niemców, których z uwagi na możliwość późniejszych represji wobec okolicznych mieszkańców, puszczono wolno. Uwolniono wówczas aresztowanego dowódcę plutonu AK, Antoniego Długozimę, ps. „Łabędź”. Drugie odbicie więźniów na tej drodze miało miejsce pod Cydzynem 12 czerwca 1944 r. Kolneńska AK – powiadomiona przez Czesława Kotowskiego, ps. „Chytry”, tłumacza małopłockiej żandarmerii o transporcie z Małego Płocka do Łomży swych kilku schwytanych członków – zrobiła zasadzkę i uwolniła z rąk hitlerowców grupę 40 więźniów. Zginęło wówczas dwóch Niemców, w tym osławiony Erik Rauch zabity przez Bogdana Śleszyńskiego ps. „Łoś” i jeden własowiec – strat własnych nie było, ponieważ wśród konwojujących byli także członkowie AK, którzy pierwsi zastrzelili najgroźniejszych wrogów.


    Dowództwo nad akowcami objął kapitan Jan Buczyński ps. „Jacek”, inspektor Inspektoratu 1 „Mazowieckiego” Okręgu AK Białystok. Niestety popełnił on ogromny błąd i podjął z Niemcami pertraktacje. Wiedział, że są oni świadomi dużej koncentracji Polaków i miał nadzieję, że ten argument przemówi im do rozsądku. Mylił się. Niemcy dysponowali dość dużą siłą ognia i nie zamierzali ustąpić. Fatalne w skutkach było także zatajenie przez „Jacka” informacji o pertraktacjach z okupantem przed narodowcami. Do listy hańby kapitana Buczyńskiego trzeba też doliczyć fakt, że wraz ze swoimi podkomendnymi wycofał się z pola walki, pozostawiając narodowców na pastwę losu, któremu na imię narodowy socjalizm. O tym jednak później. Tymczasem, fragment wspomnień Stanisława Zamęckiego ps. „Zagłoba” z NOW:

Andrzejewo ok. roku 1946. Po prawej Stanisław Zamęcki ps. „Zagłoba” z NOW-AK

    W czerwcu 1944 r. Niemcy bardzo dużo osób aresztowali i wywieźli do Łomży do więzienia; byli to członkowie AK, dlatego dowództwo AK postanowiło zaatakować więzienie w Łomży. Do tego celu miało 3 oddziały: to jest NOW 70 osób, NSZ 30 osób i AK 70 osób. Wszystkie te grupy bojowe wchodziły w skład struktury AK. Każdy oddział miał swego dowódcę. NOW dowodził sierżant podchorąży ps. „Zagłoba”, a dowódcą oddziału NSZ był por. Biały. Dowódcy AK nie pseudonimu pamiętam, [tak w oryginale] obaj polegli 22 czerwca 1944 r. Dowódcy AK i NOW zmobilizowali dwa oddziały na Czerwonym Borze, około 600 osób, bardzo słabo przygotowanych do walki w lesie, źle uzbrojonych i nie przeszkolonych. Całością dowodził inspektor kapitan „Jacek”, zastępcą był por. „Wiesław”. W nocy z 20 na 21 czerwca 1944 r. otrzymałem rozkaz od por. Wiesława, żeby udać się do miejscowości Góry pow. Wysokie Mazowieckie. Skorzystałem z okazji, były 3 pary koni, 3 wozy akowców i nas 6 ludzi. Odprowadziliśmy te wozy do wsi Łętownica, pożegnałem się z akowcami i udałem do plutonowego „Góry” i do plut. ps. „Dąb”. Przekazałem rozkaz od por „Wiesława”, ażeby każdy z nich przygotował po 15 osób, z tym że każdy musi mieć karabin. W tym czasie funkcję podoficera zbrojeniowego kompanii pełnił mój brat plut. ps. „Ryś”, co ułatwiło mi bardzo uzbrojenie tej grupy.


    Okolice Czerwonego Boru zaroiły się od żołnierzy podziemia zbrojnego. W rejonie Pniewa usadowił się major Jan Tabortowski ps. „Bruzda” ze swoimi podkomendnymi. Od południa nadciągał sierżant Józef Ościłowski ps. „Pokrzywa” z placówki andrzejewskiej, a także żołnierze z Zambrowa, Długoborza, Rutek, Kołaków… Kapitan Kozłowski ps. „Biały” nadciągał wraz z „Lisem”, „Sokołem”, „Sawą”, „Romkiem” i innymi w rejon Szczepankowa. W nocy 20/21 czerwca wszystkie oddziały miały przejść pod Giełczyn. Tam, w kompleksie leśnym funkcjonowały formacje NOW-AK. Jedną dowodził Bolesław Głębocki ps. „Ewaryst”, a drugą, która była podchorążówką i szkołą podoficerską por. Wacław Kalka ps. „Zagłoba”.


Czerwony Bór, 1944,
Irena Olejnik ps. „Maria”, sanitariuszka z Andrzejewa. Poległa w bitwie w Czerwonym Borze.

    „Jastrząb” wspominał:


    20 czerwca oddział nasz wymaszerował w kierunku Giełczyna, gdzie skoncentrowały się oddziały NOW, AK i NSZ. Zgrupowanie nasze liczyło ponad 200 osób. Jego dowódcą został kpt. Jan Buczyński „Jacek” z AK, a zastępcami Zygmunt Przeździecki „Wiesław” i Jerzy Klimaszewski „Ikar” – obaj z NOW – oraz kpt. Antoni Kozłowski „Biały” z NSZ, który dołączył do zgrupowania 21 czerwca. (…)


    W zgrupowaniu wrzało. Dowódcy byli na naradzie. Formowano plutony, straż przednią, w której znajdował się „Wiesław”. My stanowiliśmy wraz z plutonem akowskim z Andrzejewa grupę czołową. Dowódcą straży tylnej oddziału mieszanego AK i NOW został por. „Leśny” z AK. Wiedzieliśmy już, że akcja na Łomżę została oswołana. W południe opuściliśmy teren zgrupowania i pomaszerowaliśmy wkierunku południowym na Krajewo – Szumowo. Po południu straż przednia przeszła linię kolejową Czerwony Bór – Śniadowo.


    Inspektorat „Łomża” reprezentowany przez mjra „Bruzdę” zaniechał akcji odbicia więźniów z więzienia. Powód był dość istotny; Niemcy przygotowali się na kontratak i wzmocnili posterunki. W kierunku Łomży ruszyły też dodatkowe siły Wehrmachtu z Zambrowa i Ostrołęki, a także doskonale uzbrojone kolumny zmotoryzowane SS „Hermann Göring”. Okupanci przecenili siły partyzanckie i podjęli zakrojone działania mające na celu zniszczyć je. Wieść o rezygnacji z natarcia nie dotarła do „Białego”, do którego dołączyły też siły NSZ ze Szczepankowa pod komendą Jana Jastrzębskiego ps. „Zawisza”. Z narodowcami porozumieli się też akowcy podporucznika Franciszka Żebrowskiego ps. „Wyd”. Oni również nie wiedzieli o odwołaniu akcji.


Jan Turowski ps. „Orlicz” . Andrzejewo.

    „Głos znad Narwi”:


    Przed południem z miejsca koncentracji w kierunku południowym wyruszyła kolumna marszowa, której straż przednią stanowił oddział NOW i pluton AK z Andrzejewa pod dowództwem „Wiesława”. Straż tylną, złożoną z oddziału mieszanego AK i NOW, dowodził por. Aleksander Krasowski ps. „Leśny” z AK. PO południu straż przednia przeszła linię kolejową Śniadowo – Czerwony Bór. Po pokonaniu przez żołnierzy kolejnego 1,5 km odcinka, do straży przedniej dotarł żołnierz z ochrony obozu NOW rozbitego przez Niemców w okolicach Szumowa, zameldował o zbliżających się Niemcach.


    Niemców dopuszczono na bardzo bliską odległość, co dla wielu z nich skończyło się śmiercią. Niestety, wkrótce w szeregi Polaków wdarła się panika. Tak opisuje te chwile „Głos znad Narwi”:


    Rozległy się krzyki „czołgi z tyłu!” oraz „pociąg pancerny!”. Ta niespodziewana sytuacja spowodowała popłoch wśród partyzantów. W tym samym czasie wciąż szukające kontaktu z polskimi siłami oddziały „Białego” i „Wyda”, dostrzegły zbliżającą się od strony szosy Łomża – Śniadowo tyralierę wroga. Nagle w głębi lasu poniżej torów rozległ się bitewny jazgot karabinów i wybuchy. Na odgłos walki Niemcy obrali kierunek wzdłuż linii lasu na południe. Widząc to obaj polscy dowódcy błyskawicznie podjęli decyzję o ataku na niemieckie siły.


    „Biały” i „Wyd”, ukryci w pobliżu wsi Marki nie przepuścili okazji i zaatakowali posuwających się wzdłuż lasu olszewskiego hitlerowców. Pomimo, że mogli się bezpiecznie wycofać, podjęli ryzyko i wsparli pozostałe oddziały. Odsiecz dla Niemców przyszła od strony Śniadowa. Zmuszeni do odwrotu Polacy ponieśli duże straty. Polegli między innymi por. „Wiesław” (komendant powiatu o kryptonimie „Łukasz” NOW), por. „Leśny”, Irena Olejnik ps. „Maria”, sanitariuszka z Andrzejewa. W walkach brał także udział narzeczony „Marii”, Staniaszek z Andrzejewa. Zginął też Stanisław Zawistowski ps. „Wicher” i kilku innych.

Tablica nagrobna Jana Turowskiego na cmentarzu w Andrzejewie.

    Franciszek Żebrowski ps.  „Wyd”:


    Niemcy na skutek naszego ognia przykuci do ziemi kierują na nas ogień z wszelkiej posiadanej broni, w tym masowy ogień moździerzy. Zapas naszej amunicji jest już na wyczerpaniu. Kpt. „Biały” d-ca oddziału NSZ zauważa przez lornetkę, że Niemcy wyładowani z wagonów posuwają się skokami w naszym kierunku. Ja włażę na drzewo. Lornetuję ten kierunek i stwierdzam, że obserwacje „Białego” są słuszne.


Grób Stanisława Zawistowskiego. Poległ w akcji w Czerwonym Borze.

    Niemcom nie udało się do końca zamknąć pierścienia okrążenia. Walki trwały do późnego wieczora, kiedy podjęta została decyzja o odwrocie. Sytuacja wymusiła kierunek na wsie Lemiesze i Sierzputy Zagajne. Niebawem nastąpił jednak silny atak nieprzyjaciela, który spadł na barki narodowców „Białego”, którzy osłaniali odwrót. Poległ Leon Sykut ps. „Sokół”, Piotr Wagner ps. „Lis”. Zginął też kapitan Antoni Kozłowski ps. „Biały”. Roman Tercjak ps. „Romek” z obstawy sztabu „Białego” został ciężko ranny. Śmierć Żebrowskiego z estymą wspominał „Wyd”:


    Osłonę obejmuje sam kpt. „Biały”, spokojny i opanowany, z erkaemistą swego oddziału. Niemcy znów kładą ogień moździerzy na tyły naszych oddziałów. Pada śmiertelnie ranny kpt. „Biały”. Jego żołnierze porywają swego lubianego d-cę i unoszą na tyły już tylko jego zwłoki. Tak zginął kpt. Kozłowski Antoni ps. „Biały”.


    Po oderwaniu się spod Olszewa „Wyd” obrał kierunek na lasy szczepankowskie. Narodowcy ruszyli zaś w stronę Kozik, gdzie natknęli się na kolumnę samochodową, która oczekiwała na powrót z akcji oddziałów niemieckich. Kolumna została zniszczona, auta podpalono.

Łętownica, Czerwony, Bór,
Pomnik w Łętownicy z tablicą poświęconą poległym w Czerwonym Borze.

Łętownica, Czerwony Bór,
Tablica pamiątkowa w Łętownicy.

   Czesław Brodzicki:


    Po rozbiciu partyzantów w Czerwonym Borze część oddziałów pod dowództwem inspektora mjr. Jana Tabortowskiego ps. „Bruzda” odeszła w rejon bagien nadbiebrzańskich. Oddział kolneński przechodząc w rejon Puszczy Kurpiowskiej 28 czerwca zaatakował majątek Korzeniste, w którym z zapasów niemieckich dokonano zaopatrzenia w żywność i paszę dla koni. Na moście w Dobrymlesie został zastrzelony nadleśniczy nadleśnictwa Morgowniki, major lotnictwa niemieckiego Hutor.


    Żołnierze „Zagłoby” również nie mieli szczęścia. Stanęli do nierównej walki, ale praktycznie wszyscy zginęli. Ocalał najmłodszy członek oddziału Zygmunt Daniszewski ps. „Figlarz” i kilku innych, ale zginął sam „Zagłoba”. Ciała poległych jeszcze przez jakiś czas zalegały w okolicy Giełczyna. Ciało dowódcy grupy odnaleziono dopiero podczas koszenia zboża. Poległo tam kilkunastu żołnierzy, w tym z Szumowa i Cieciork, którzy tworzyli zręby lokalnej, tajnej organizacji.


    Lucjan Krajewski ps. „Lutek”:


    Śmierć por. ,,Zagłoby" (nie wiem jak się nazywał i skąd pochodził) miała miejsce w następujących okolicznościach. Poszedł do Giełczyna za chlebem i za słoniną, bo nie mogli im dostarczyć żywności a myśmy stali wtedy pod Suchymi Baczami i byliśmy odcięci przez kompanię wojska niemieckiego, która weszła wtedy na strzelnicę, gdzie prowadziła ćwiczenia dzień i noc. No i jak ,,Zagłoba” poszedł do wsi i żebrał za jedzeniem, to ludzie mu nadawali chleba i słoniny. Jak wracał i był jakieś 300 - 400 m od lasu to wtedy jego oddział został zaatakowany. On oczywiście nie uciekał sam ale pobiegł natychmiast do oddziału. I wtedy zginął. Nasz oddział ,,Zagłoby”, który stał na Giełczynie, to cały wyginął - zginęło 17-tu łącznie z „Zagłobą”, uciekło tylko 3-ech. Ci co ocaleli to byli: mój kolega ,,Drzazga”, Gawkowski Heniek i taki Krajewski Jurek z Krajewa Starego.


    „Drzazga”, czyli Tadeusz Podbielski z NOW-AK jest wymieniony w wykazie poległych, a więc „Lutek” prawdopodobnie się mylił. Poza tym, wśród ocalałych figuruje też nazwisko Hipolita Godlewskiego z oddziału „Zagłoby”.


    W walce wzięły również udział oddziały osłonowe w rejonie lasów pniewskich. Byli to żołnierze z Rutek i Zawad.


Grób Stanisława Żochowskiego w Andrzejewie.

   Nie wszystkim żołnierzom udało się dotrzeć w rejon koncentracji. Przykładem może być incydent spod Andrzejewa. Stanisław Zamęcki ps. „Zagłoba”:


    Po uzbrojeniu, jeszcze 22 czerwca 1944 r., pod wieczór, ja i mój brat „Ryś” i jeszcze trzech innych partyzantów udaliśmy się do miejscowości Góry, celem przygotowania do wyprawy na Czerwony Bór. Ale zdarzył się mały incydent we wsi Warchoły, brat i jeszcze jeden z naszej piątki szli przodem przed nami jakieś 400 metrów i nic nie zauważyli, a ja, „Kmicic” i „Zawisza” natknęliśmy się na czterech Niemców, którzy grzebali coś przy motocyklach, a oficer siedział w rowie. Zaskoczenie było tak ogromne, że nie było czasu na wycofanie się. Zauważyliśmy, że jeden z nich sięgnął po broń, która znajdowała się w koszu motocykla. My też byliśmy uzbrojeni w pistolety wisy; po usłyszeniu strzałów ci dwaj co byli w przodzie dołączyli do nas i zaczęła się strzelanina. Okazało się, że to nie Niemcy tylko Holendrzy, którzy kwaterowali w Ciechanowcu do walki z partyzantami; z tej trójki 1 został zabity, a dwóch rannych. Oficer został ranny w rękę, mój brat złościł się, że powinniśmy ich rozbroić, a nie strzelać. Byli ubrani w niemieckie mundury, a na rękawach mieli napis Holand. Zresztą nie miałem żadnych sentymentów wobec Holendrów ani Włochów, którzy służyli Niemcom. Wbrew rozterkom mego brata i Leona, Holendrzy pozostali w lasku Grzymkowskim na zawsze, a my zdobyliśmy 3 pistolety maszynowe, pistolet parabellum, 4 paczki amunicji po 1000 sztuk. (…)


    Toteż mój brat ps. „Ryś”, najstarszy stopniem, ostro zareagował, krzyknął na mnie, że tego pożałuję, że to jest nieludzkie zabijanie jeńców, a jak ja zareagowałem to tego nie piszę. Po pochowaniu Holendrów schowaliśmy motocykle i zaczęliśmy przygotowania, bo 23 czerwca 1944 r. wieczorem miałem się zameldować u dowódcy zgrupowania na Czerwonym Borze. Czasu było niewiele, bo tylko stawiły się 22 osoby na punkt zborny. Gdy doprowadziłem tych ludzi do miejscowości Łętownica dowiedziałem się, że oddział na Czerwonym Borze został rozbity i trzeba tych ludzi zwolnić do domu. Trzeba przeczekać aż się wyjaśni co się stało. Dwa dni później zaczęły napływać widomości o stratach jakie ponieśliśmy na Czerwonym Borze. Zginęli: dowódca zgrupowania NOW – Zygmunt Przeździecki ps. „Wiesław”, dowódca grupy do zadań specjalnych porucznik ps. „Rawicz”, dow. komendy Andrzejewo Marian Kępisty ps. „Wilczyński” zaginął, ale po wojnie powrócił z obozu Sztutthof, przebywał tam do czasu aż weszli Rosjanie.


kapitan Jan Buczyński ps. „Jacek”

    W UG w Śniadowie znajduje się pismo, wg. którego 23. czerwca 1944 roku pod Olszewem poległo około 70. żołnierzy. Wójt Paweł Sierzputowski nadmienia w nim, że „część zabitych i zamordowanych zabrały z pobojowiska rodziny”, a „dokładnej liczby ofiar, oraz nazwisk nie można ustalić, ponieważ zgrupowanie składało się z żołnierzy obwodu AK Zambrów i Ostrołęka i częściowo z 33 pp AK z Obwodu Łomża”.


    To prawda, rzeczywistej liczby poległych w Czerwonym Borze nie sposób ustalić. Jednak liczba około 70. osób, która funkcjonowała przez lata jako przybliżona faktycznej liczbie zabitych została zweryfikowana. Dzisiaj, dzięki ustaleniom Leszka Żebrowskiego wiemy, że wszystkich poległych, którzy zaangażowani byli w bitwę było dwukrotnie więcej.


    Kilka dni po bitwie, nocą odbyła się częściowa ekshumacja poległych. Po zajęciu tych terenów przez Armię Czerwoną żołnierze zostali ekshumowani ze zbiorowej mogiły pod Olszewem i innej, pod Giełczynem i pochowani na cmentarzach w Andrzejewie, Szumowie, Zambrowie, Śniadowie, Tabędzu, Kołakach…


    Edward Daniszewski ps. „Jastrząb”  jest autorem „Elegii o bitwie w Czerwonym Borze”. Jej fragment stanowi o haniebnym zachowaniu „Jacka”:


    Dzielny Tadek z erkaemu celnie Szkopów bije…

    Dostał odłamkiem szrapnela… za chwilę nie żyje!

    A „Zagłobę” pod Giełczynem Niemcy otoczyli –

    Wielu Szwabów tam zginęło, lecz naszych wybili.

    Dowódca akowski „Jacek” widzi, co się dzieje,

    W otoczeniu swojej świty z pola walki wieje.

    W przeddzień naszej bitwy, sprawa dosyć mglista,

    Odszedł nagle ze zgrupowania oddział „Ewerysta”.


        Żołnierze walczący w lasach Czerwonego Boru nie byli zwykłą „bandą”, jak nazywali ich okupanci, ale działali w strukturach Wojska Polskiego, jako siła zbrojna podlegająca rządowi polskiemu. W strukturach Państwa Podziemnego nie było miejsca na samowolkę i niekompetencję. Niestety w praktyce tego typu problemy się zdarzały i trzeba je było rozwiązywać. Po zakończeniu działań bitewnych zrodził się konflikt pomiędzy dowództwem AK i NSZ. Narodowcy zarzucili „Jackowi” ucieczkę i porzucenie ich na pastwę losu. Komenda NSZ prowadziła w tej sprawie śledztwo. Podobne dochodzenie wdrożyła Komenda AK. Śmierć kilkudziesięciu osób poległych w boju należało wyjaśnić.


„Jacek” został pozbawiony funkcji inspektora i postawiony został w stan oskarżenia. No i w zasadzie na tym koniec konsekwencji dla kapitana. Armia Krajowa nie miała się czym chwalić, więc próbowano na wszelkie możliwe sposoby unikać tematu i zdjąć odium winy z kapitana Buczyńskiego. Powstały też publikacje, które gloryfikują działania „Jacka” i przypisują mu zasługi z okresu bitwy. Wszystko wskazuje na to, że największym bohaterem bitwy jest jednak „Biały”, który nie tylko nie opuścił pola bitwy, ale realnie wsparł działania zagrożonych oddziałów związanych z AK. Zapłacił za to najwyższą cenę, ale prawdopodobnie jemu i jego podkomendnym zawdzięczać należy, że w Czerwonym Borze ofiar śmiertelnych nie było jeszcze więcej.


Andrzejewo, Czerwony Bór,
Andrzejewo. Mogiła poległych w Czerwonym Borze.


     W czasie bitwy, którą dowodził z ramienia AK inspektor kapitan ps. „Jacek”, w pewnym momencie po prostu uciekł z pola walki. Dowództwo objął zastępca por. ps. „Wiesław”. Kapitan „Jacek” fatalnie przygotował oddziały do walki z Niemcami, po pierwsze nie rozpoznał jakie siły ma przeciwnik, a po drugie wyprowadził oddziały do kontrataku na poligon, co fatalnie odbiło się szczególnie na prawym skrzydle, gdzie zajęli pozycje narodowcy i dlatego ponieśli największe straty w ludziach, ale szczególnie w kadrze dowódczej. Po takich stratach i rozgoryczeniu zaczęliśmy zbierać nowe siły; tu trzeba przypomnieć, że w tej pracy w NOW najwięcej działał podchorąży Władysław Kornalewski ps. „Orlicz” oraz plutonowy Antoni Zamęcki „Ryś”, przebudowując organizację w nowym stylu.


   Duże straty ponieśli także Niemcy. Liczba poległych z ich strony szacowana była na ponad 200. Zapewne liczba ta jest przesadzona i musi być zweryfikowana. W każdym razie nieprzyjaciel stracił około setki żołnierzy poległych i trochę więcej rannych.


    Pułkownik Mieczysław Grygorcewicz z NOW, w toku śledztwa ustalił, że jego ludzie wydostali się z okrążenia tylko dzięki „Białemu”:


    Jak później stwierdzono, zabitych Niemców było stu, a to dlatego, że inny oddział pod dowództwem „Białego” niespodziewanie uderzył na tyły wojska niemieckiego i dzięki temu również nasz oddział z Czerwonego Boru wydostał się z kotła. Obóz w Czerwonym Borze został zdobyty przez Niemców. (www.salon.24.pl).

Andrzejewo, NSZ, NOW,
Pogotowie Akcji Specjalnej. Andrzejewo.

    Istnieją też duże rozbieżności w kwestii ilości uczestników. Wynikają one po części z faktu, że liczby zmobilizowanych, biorących bezpośredni udział oraz zaangażowanych w inny sposób, znacząco są od siebie różne. Ma to oczywiście przełożenie na liczbę poległych, których podzielić możemy na tych, co padli w bezpośrednim boju, jak i tych zabitych w drodze na zgrupowanie, wracających z niego i innych zaangażowanych w bitwę.



 


 

Źródła:

- „Od Andrzejewa do Pecynki”, Mieczysław Bartniczak.

- „Z dziejów walk z okupantami w powiecie zambrowskim”, A. Malanowska.

- „Zambrów na przestrzeni wieków”, Krzysztof Sychowicz.

- „Czerwony Bór 1944”, Aleksander Krassowski.

- „Dzieje polskiego podziemia na białostocczyźnie 1939-1956”, praca zbiorowa.

- „Powiat zambrowski. Historia i współczesność”, Leszek Zugaj.

- „Księga pamięci żołnierzy AK obwodu Ostrów Maz. 1939-1944”, praca zbiorowa.

- „Naszym hasłem Bóg i Ojczyzna. Okręg Białostocki NZW w fotografiach i dokumentach (1945-1956)”, Robert Radzik.

- „Głos znad Narwi”, DPS.

- „Łomża i powiat łomżyński w latach drugiej wojny światowej i trudnych latach powojennych”, Czesław Brodzicki.

- „Partyzantka NOW na Ziemi Ostrowsko-Mazowieckiej”, Stanisław Zamęcki.

- www.salon.24.pl

- www.archiwumcyfrowe.nsz.com.pl

Comments


bottom of page