„Hubal”
Henryk Dobrzański ur. się 22. czerwca 1897 roku w Jaśle, jako syn Henryka i Marii, hrabiny z rodu Lubienieckich. Małżeństwo przeprowadziło się do Krakowa, gdzie Henryk uczęszczał do szkoły. Jako nastolatek zgłosił się do Legionów Polskich (LP) i służył między innymi przy Komendzie LP. Poprosił o przeniesienie i w ten sposób trafił do 2. Pułku Ułanów LP. Zamiłowanie do koni i talent żołnierski Dobrzańskiego sprawiły, że oddelegowany został do podchorążówki przy II Brygadzie LP. Niestety nie zdołał ukończyć Szkoły Podchorążych, gdyż Wielka Wojna była bliska zakończenia i został internowany na Węgrzech, skąd przedostał się do Polski.
Polska odzyskała niepodległość i potrzebowała dobrych żołnierzy. Zwłaszcza, że struktury wojskowe należało budować niemalże od podstaw, a sytuacja na granicy była niestabilna. Dobrzański zgłosił się do służby przy 2. Pułku Ułanów, który brał udział w walkach granicznych z Ukraińcami. Dowodził plutonem kawaleryjskim w składzie wojsk majora Juliana Stachiewicza (późniejszego generała), który był współtwórcą planu Wyprawy Kijowskiej. Pod koniec 1918 r. Henryk awansował w hierarchii wojskowej na stopień chorążego i objął dowództwo nad 1. Szwadronem Odsieczy Lwowa, działającym w dywizji pułkownika W. Sikorskiego. Zachowały się dokumenty z tego okresu z podpisem Szefa Sztabu Dobrzańskiego.
Na froncie polsko-ukraińskim trzykrotnie zasłużył na Krzyż Walecznych. Przed wybuchem wojny z bolszewikami awansował do stopnia podporucznika. Z nimi też bił się dzielnie. Za bitwę pod Borowem otrzymał Order Virtuti Militari V klasy i kolejny Krzyż Walecznych. Awansował na stopień porucznika.
Po zakończeniu działań wojennych por. Dobrzański został oddelegowany do koszar bielskich, gdzie zajął się treningami jeździeckimi. Był na tyle sprawnym jeźdźcem, że z powodzeniem brał udział w zawodach konnych. W maju 1922 r. był już rotmistrzem, a niebawem dowódcą pułkowej szkoły dla podoficerów przy 2. Pułku Szwoleżerów Rokitniańskich. Dalsze szkolenie zawodowe kontynuował w Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu.
Wytrawny jeździec, jakim stał się Dobrzański zdobywał nagrody na zawodach jeździeckich, co być może wpłynęło też na jego pośmiertne losy. W 1925 roku odesłany został do Grupy Przygotowawczej Sportu Konnego. Byli tam najlepsi jeźdźcy jakimi dysponowała Rzeczpospolita. Wśród nich rtm. M. Antoniewicz, rtm. E. Chojecki, por. B. Kulik... W innej, mniejszej grupie szkoleniowej, prowadzonej przez znakomitego jeźdźca majora K. Rómmla trenował rtm. A. Królikiewicz, którym zachwycała się prasa międzynarodowa, rtm. S. Skupiński i inni świetni jeźdźcy. Zawodnicy z Polski zdobywali wiele nagród, ale często też byli oszukiwani, co skutkowało gorszymi wynikami. W Amsterdamie, jako zawodnik rezerwowy wyznaczony był major Dobrzański z koniem "Tucase". Polacy uzyskali tam brązowy medal olimpijski. W konkurencji skoków przez przeszkody zdobyli zespołowo srebrny medal. Tutaj warto zaznaczyć, że rotmistrz Michał Antoniewicz wywalczył dwa olimpijskie medale zespołowe w ciągu dwóch dni. Startował bowiem w dwóch konkurencjach. Dobrzański zdołał wywalczyć pierwsze miejsce o nagrodę Monaco.
Po zawodach w Amsterdamie grupa sportowa została rozwiązana, a zawodnicy powrócili do jednostek macierzystych. Niestety taka jest chyba nasza maniera narodowa, że rozwiązuje się to, co funkcjonuje, a później na szybko montuje oby coś było. Na szczęście ktoś poszedł po rozum do głowy i aby nie organizować drużyny sportowej doraźnie, w kwietniu 1937 r. ustanowiono Grupę Sportu Konnego (GSK) w Grudziądzu. Jej komendantem mianowano majora K. Szoslanda z 2. Pułku Ułanów.
Nasz bohater coraz rzadziej brał udział w zawodach. Od sierpnia 1927 r. dowodził szwadronem 18. Pułku Ułanów Pomorskich w Grudziądzu, a od września 1929 r. wszedł w skład 20. Pułku Ułanów z Rzeszowa. Tutaj poznał swoją przyszłą żonę Zofię Zakrzeńską. Ślub odbył się 3. czerwca 1930 r., a jego owocem był córka Krystyna.
W 1934 roku Henryk został kwatermistrzem 2. Pułku Strzelców Konnych w Hrubieszowie, a dwa lata później przeniesiono go do Wilna. Tam również był kwatermistrzem, ale 4. Pułku Ułanów Zaniemeńskich - tych, którzy jako pierwsi przekroczyli Niemen podczas walk o wschodnie granice. Nim przeniesiony został w stan spoczynku (31. VII 1939 r.), służył jeszcze w Wołkowysku. Niezbyt długo pozostał oficerem rezerwy. Niebawem rozpoczęła się wojna światowa, która dała początek legendzie majora Dobrzańskiego posługującego się konspiracyjnym pseudonimem „Hubal”.
Kiedy w Białymstoku organizowano Rezerwową Brygadę Kawalerii "Wołkowysk". W jej skład weszły rezerwowe pułki kawaleryjskie o numerach: 101, 102, 110. Pułkiem 110 dowodził wytrawny żołnierz ppłk. Jerzy Dąbrowski, a na jego zastępcę wyznaczono majora Henryka Dobrzańskiego. W jego składzie znalazło się wielu rezerwistów z 10. Pułku Ułanów Litewskich, którzy stacjonowali m.in. w Białymstoku i Czyżewie.
Po osiągnięciu gotowości bojowej pułk przeszedł w rejon Izabelina, a później przesunął się bardziej na północ i dalej na zachód. Zgodnie z rozkazem ruszył w kierunku Wilna, ale po uzyskaniu informacji (nieprawdziwej) o zajęciu miasta przez Sowietów, skierował się na Grodno. Ostatecznie ruszył na pomoc Warszawie, która oblegana była przez Niemców. Podczas postoju w Mogilnicy, żołnierze zostali ostrzelani przez agresorów ze Wschodu. Poległ jeden z oficerów i wielu kolarzy. Powstał popłoch wśród ludzi i zwierząt. Część koni rozbiegła się po okolicy. Ostatecznie pułk został rozbity przez zmotoryzowane jednostki sowieckie w rejonie Dolistowa. Część wojska zdołała wyrwać się z matni i wycofać w okolice Grajewa. Pod koniec września ppłk. Dąbrowski nakazał marsz w kierunku Łomży. Ponieważ stolica Polski skapitulowała, dowódca rozwiązał formację. Część żołnierzy wybrała drogę do domów rodzinnych, inni postanowili walczyć dalej. Pułkownik z częścią wojska ruszył w stronę Litwy. Rotmistrz W. Biliński postanowił przedostać się na Węgry, a major Dobrzański niebawem dał początek Oddziałowi Wydzielonemu Wojska Polskiego (OWWP), na czele którego postanowił przejść w Góry Świętokrzyskie i dalej prowadzić walkę.
Kiedy żołnierze majora dotarli do Bodzentyna, oddział liczył zaledwie 36. żołnierzy. Szybko przybywało ochotników z innych, rozbitych oddziałów i „Hubal” podjął się organizacji Okręgu Bojowego "Kielce". Rozkaz majora brzmiał:
Rozkazuję tworzyć ochotnicze oddziały Wojska Polskiego jako nieprzerwany ciąg Armii Rzeczypospolitej. Nowozaciężni zostaną wcieleni do szeregów stojących od początku wojny na straży swego żołnierskiego honoru i obowiązku, szeregów, które broni ani munduru nie rzuciły i nie ustając ani na chwilę w pełnieniu swej zaszczytnej służby wywalczą ostateczne zwycięstwo.
Później powstało jeszcze wiele innych Okręgów Bojowych. Współpracował z Organizacją Orła Białego, która powstała na bazie Związku Strzeleckiego. Jedną z głównych postaci związanych z tą organizacją był płk. dypl. Józef Kazimierz Pluta-Czachowski - podczas walk wrześniowych szef sztabu 18. Dywizji Piechoty, która wykrwawiła się w walkach o Nowogród, Wiznę, Zambrów, Andrzejewo. Płk. dypl. Pluta-Czachowski został wciągnięty do organizacji przez majora K. Kierzkowskiego. Później przeszedł do Związku Walki Zbrojnej (ZWZ). OWWP współpracował również ze Służbą Zwycięstwu Polski w Kielcach.
W okupowanym kraju OWWP kluczył po lasach i wioskach, szarpiąc wroga i odskakując w inny rejon. Nie była to jednak misja samobójcza, ale samoobrona. W lutym 1940 r. „Hubal” miał już ponad 300. podkomendnych, zarówno kawalerzystów jak i piechurów. Nie umknęło to uwadze Niemców, którzy postawili sobie za cel zniszczenie polskich żołnierzy. Inne zadania miał Związek Walki Zbrojnej (ZWZ), którego działalność opierała sie na pracy konspiracyjnej, ale bez zbędnych potyczek natury militarnej. W marcu 1940 r. do Gałek Krzczonowskich przyjechał ppłk. dypl. Leopold Okulicki. Wówczas używał pseudonimu „Miller” i sprawował funkcję komendanta łódzkiego okręgu ZWZ. Wręczył majorowi rozkaz demobilizacji oddziału. „Hubal” był jednak żołnierzem stworzonym do walki i nie zamierzał jej zaprzestać w takiej formie, jaką uważał za stosowną. Nie chciał jednak zmuszać do takiego postepowania swoich podkomendnych. Pozostawił im wolną rękę. Do ZWZ przeszła większość oficerów i wielu niższych stopniem żołnierzy. Przy „Hubalu” pozostało kilkudziesięciu, z których stworzony został pluton kawalerii, dwa plutony piechoty i drużyna ciężkich karabinów maszynowych. Rozkaz "Hubala":
W myśl zarządzeń wydanych mi wczoraj – jakoby będących intencją naszego Rządu Rzplitej we Francji, mam mój Oddział rozwiązać. Ponieważ sam Rozkazu tego nie wykonam, pozostawiam w/wym. Rozkaz oficerom i szeregowym do przedyskutowania i postąpienia tak, jak uważają za stosowne.
Planowano postawić majora przed sądem za niewykonanie rozkazu, ale ostatecznie nie zdążyli i to "Hubal" przeszedł do historii polskiej wojskowości jako człowiek honoru(W odróżnieniu od generała Okulickiego, który poszedł na współpracę z Sowietami.). To właśnie świadczyli jego żołnierze gdy zginął:
Zginął człowiek, który swej przysięgi żołnierskiej nie złamał, honoru polskiego żołnierza nie splamił.
Niemcy mieli do dyspozycji nieporównywalnie większe siły. W okolicy Spały skoncentrowali pułki SS i Wehrmachtu w sile kilku tysięcy dobrze uzbrojonych ludzi. Mimo wszystko „Hubal” potrafił prowadzić wojnę podjazdową tak sprawnie, że skutecznie uszczuplał siły wroga, aby po chwili zniknąć w gęstwinie lasu. Zaczęło się polowanie na "Szalonego Majora", jak ochrzcili go Niemcy. Aby pozbawić oddział wsparcia ze strony ludności cywilnej, palono wioski a ludzi mordowano bądź wysyłano na przymusowe roboty, albo do obozów koncentracyjnych. Gen. płk. Walter von Brauchitsch otrzymał raport z rejonu, z którego wynikało, że
SS-Obergruppenführer Krüger znajduje się w terenie i prowadzi akcję odwetową. Zamierza on rozstrzelać wszystkich mężczyzn zamieszkałych we wsiach objętych walką.
Pod koniec kwietnia 1940 roku OWWP został osaczony pod Anielinem. Tam właśnie poległ major Henryk Dobrzański. Zgodnie z deklaracją, munduru wojskowego nie zdjął i broni nie złożył do końca. Ciało "Szalonego Majora" było sensacją wśród Niemców. Z jednej strony cieszyli się, że wreszcie udało im się pobić wroga, z drugiej czuli respekt i szacunek. Zwłoki przewiezione zostały do Studziannej, a później do koszar wojskowych w Tomaszowie Mazowieckim.
1 maja 1940 r. „Hubal” został pochowany w Jakubowie niedaleko Lubochni. Pierwotnie planowano zakopanie zwłoki na cmentarzu wojennym, gdzie wykopano już dół. Do tego pochówku jednak nie doszło. O śmierci majora Dobrzańskiego dowiedział się generał kawalerii baron Curt Ludwig Freiherr von Gienanth. Niemiecki oficer przyjechał do tomaszowskich koszar, gdzie oddał honory poległemu żołnierzowi – jak kawalerzysta kawalerzyście – z szacunkiem. Być może obaj znali się osobiście jeszcze z przedwojennych zawodów hippicznych. W każdym razie gen. von Gienanth nie pozwolił zakopać trumny z ciałem ot tak, jak padłego zwierzęcia. Polecił wyprawić żołnierski pochówek, czym zajął się major Heinrich Schreihage, żołnierz zwiadu z 372 Dywizji Piechoty Wehrmachtu.
Ciało bohaterskiego żołnierza nie spoczywało tam zbyt długo. Polacy szybko je stamtąd ekshumowali i ukryli w grobowcu rodzinnym Kowalskich w Inowłodzu. Można przypuszczać, że niemiecki generał umyślnie nakazał pogrzeb w pobliżu leśniczówki w Jakubowie, wiedząc, że ciało zostanie zabrane i otrzyma odpowiednią opiekę.
Miejsce pochówku „Hubala” na cmentarzu w Inowłodzu było tajemnicą rodziny Kowalskich z Królowej Woli, księdza i organisty.
W roku 1949 trzeba było ponownie przenieść doczesne szczątki majora Dobrzańskiego. Potrzebne było miejsce w grobowcu rodzinnym Kowalskich. Nocą trumna przeniesiona została do zaniedbanego grobowca Jana Cichońskiego. Był on nieużytkowany od roku 1903.
Ponieważ legendarnym „Hubalem” zainteresował się komunistyczny Urząd Bezpieczeństwa Publicznego, podjęte zostały starania, aby ponownie ukryć szczątki bohatera. Za wiedzą i przy współpracy z księdzem Stanisławem Kowalskim, ówczesnym proboszczem miejscowej parafii przeniesiono trumnę. Gdzie ją ukryto? To właśnie jest tajemnicą. Z ustaleń, które poczyniło stowarzyszenie „Wizna 1939” wynika, że chodzi o najbardziej godne miejsce w Inowłodzu, mianowicie kościół pw. św. Idziego. Prawdopodobnie tam właśnie spoczywa legendarny dowódca Oddziału Wydzielonego Wojska Polskiego.
Niestety na drodze do odkrycia tajemnicy stoi bezduszny i w moim odczuciu zazdrosny aparat państwowy, który nie pozwala na sprawdzenie, czy pod posadzką kościoła znajdują się szczątki majora Henryka Dobrzańskiego. Pretekstem do nieudzielenia zgody na dalsze poszukiwania jest zabytkowa struktura kościoła. Jednak ta część, którą trzeba by naruszyć absolutnie zabytkowa nie jest. Mimo wszystko zgody nie ma i pewnie prędko nie będzie. Tymczasem wszelkie poszlaki prowadzą do kościoła w Inowłodzu, gdzie prawdopodobnie ukryto trumnę ze szczątkami majora Dobrzańskiego.
Dariusz Szymanowski („Wizna 1939”):
To, czy szczątki Hubala złożono pod chórem, za murem pomieszczenia pod schodami prowadzącymi na wieżę kościoła, czy może w nawie głównej (co jednak wydaje się mało prawdopodobne, ze względu na brak śladów naruszenia posadzki z płytek ceramicznych) jest dla sprawy rzeczą wtórną. Najważniejsze, że potrzebne są teraz dalsze badania.
Wiadomo też, że tam, gdzie przeniesiono szczątki, miejsce musiało zostać naruszone. Powinien być zatem widoczny jakiś ślad: poprawiona posadzka lub zamurowana ściana, źle dopasowane płytki na podłodze lub kamienie w ścianie albo wzruszona ziemia. Takich właśnie miejsc powinno się szukać, co do pewnego stopnia ułatwia zadanie.
Jednocześnie wskazane jest przeprowadzenie w kościele, w pierwszej kolejności, nieinwazyjnych badań georadarowych, które powinny dostarczyć wstępnych wniosków. Nawet jeśli wyniki tychże badań miałyby się okazać negatywne, to także stanowić będą cenne źródło informacji.
Warto też podkreślić, co jest w tej sprawie bardzo istotne, że żadne z proponowanych badań nie będą ingerować w strukturę tego zabytkowego kościoła i będą dla niego całkowicie bezpieczne.
Źródła:
- "Biuletyn Koła Miłośników Dziejów Grudziądza", nr 44(722)/2021 r.
Comments