Lotnik del Campo
- Wrona
- 14 minut temu
- 5 minut(y) czytania
Del Campo to szlachecki ród polski włoskiego pochodzenia. Wywodzi się od Piotra del Campo, który pełnił funkcję gubernatora w jednym z włoskich księstw. Kiedy Bona Sforza została żoną króla Zygmunta Starego, wraz z przybyłą świtą pojawił się w Rzeczpospolitej del Campo. Był nie byle kim bo marszałkiem dworu, a więc zarządcą na królewskim dworze. Z biegiem lat potomkowie Piotra spolszczyli się i, mimo obcobrzmiącego nazwiska czuli się Polakami z krwi i kości. Trzymali się blisko królewskich dworów i dorobili pokaźnych pieniędzy. W jednym z majątków ziemskich należących do rodziny urodził się w roku 1887 (w Rajkach k. Berdyczowa) Michał, bohater naszej historii.
Michał Scipio del Campo pasjonował się lotami w przestworzach. Od dziecka interesowało go wszystko, dzięki czemu mógł się choćby na chwilę oderwać od ziemi. W roku 1906 skonstruował model latający, który poruszał się przy pomocy motocykla. Oczywiście lotnictwo było wówczas mało rozwinięte, ale korzystał chociażby z lotów balonem. W 1908 r. uzyskał tytuł inżyniera w dziedzinie budowy maszyn. Po obejrzeniu filmu o próbach lotu braci Wright, którzy osiągnęli znaczne sukcesy w budowie statków latających, postanowił iść ich śladem. Sukces, który osiągnęli bracia Wright w 1905 roku, to utrzymanie się w powietrzu przez pół godziny. Teraz to oczywiście zabawne, ale wówczas było to ogromną sensacją. W 1908 r, kiedy del Campo kończył uczelnię „Wright Model A” uniósł w powietrze pilota i pasażera. Rok później amerykańska armia zamówiła na własne potrzeby bojową wersję samolotu. „Flayer III” był pierwszym samolotem w historii wojskowości.

Podniebne loty poruszały wyobraźnię młodego inżyniera. W 1910 roku pojechał do Francji, gdzie nawiązał kontakty z ludźmi, których również fascynowało lotnictwo. Z czasem zakupił własny samolot Hanriot „Libellule” i rozpoczął szkolenie lotnicze. Dyplom pilota uzyskał jeszcze w 1910 r. Niestety swój pierwszy samolot szkoleniowy poważnie uszkodził i musiał zakupić kolejny, który także uległ zniszczeniu. Kiedy wreszcie mógł latać na „Liubellule” brał udział w licznych wydarzeniach lotniczych. Zdobył m. in. nagrodę za lot wokół Paryża. Śpieszno mu jednak było do Ojczyzny i z końcem lata powrócił do Polski, która oczywiście była wówczas pod zaborami. Pierwsze loty pokazowe zrealizował w Wilnie, a później w Białymstoku. W dalszej kolejności miała być Moskwa, ale ktoś podpalił samolot i pokaz się nie odbył. Takich występów było dość dużo i czasami kończyły się uszkodzeniami maszyny. Bywało, że ucierpiał sam pilot. W kraksie na trasie Samarkanda – Taszkient urwało się śmigło i samolot spadł do wąwozu. Piotr wyszedł żywy, ale ze złamanym obojczykiem, żebrami i nogami. To jednak nie zrażało młodego pilota. Udał się do Francji po kolejny samolot, a przy okazji startował w kilku zawodach i lotach pokazowych.
W maju 1911 ponownie się rozbił, tym razem w Petersburgu. Kiedy wyszedł ze szpitala znowu zasiadł za sterami samolotu. Drogo go to kosztowało, gdyż musiał uiścić mandat za zbyt niski lot nad Kremlem. Ot, ułańska fantazja.

W Moskwie spotkał się z księciem Konstantym Lubomirskim i baronem Anatolem von Krummem. Pierwszy, wraz z bratem Stanisławem i Piotrem Strzeszewskim był założycielem działającego od 1910 r. Warszawskiego Towarzystwa Lotniczego „Awiata” (WTL „Awiata”). Baron Krumm z kolei reprezentował Oficerską Szkołę Pilotów. Spotkanie zaowocowało zaangażowaniem del Campo przy szkoleniu pilotów w Szkole Pilotów uruchomionej w marcu 1911 r. Michał Scipio del Campo objął funkcję kierowniczą w tejże placówce.
Dzięki Lubomirskim jesienią 1910 roku na Polu Mokotowskim w Warszawie powstały pierwsze hangary lotnicze i niebawem rozpoczęto produkcję samolotów. Uroczyste otwarcie WTL „Awiata” miało miejsce w czerwcu 1911 roku.
Pierwszy lot nad Warszawą odbył się 13. sierpnia 1911 r. Michał del Campo wystartował z Pola Mokotowskiego i poleciał nad Warszawę, wzbudzając tym samym ogromne zainteresowanie lokalnej ludności.
Pod koniec września 1911 roku nasz pilot oblatywał pierwszy samolot wyprodukowany przez WTL „Awiata”, a dnia kolejnego, razem z mechanikiem odleciał w kierunku Petersburga. Informował o tym między innymi „Kurier Warszawski” z 26. września, w którym napisano, że lotnik zamierza „przelecieć ponad Radzyminem, Wyszkowem, Śniadowem i Łomżą, gdzie wylądowanie i odpoczynek”. Del Campo zamierzał dokonać jednego z najdłuższych lotów w Europie. Inspirowały go doniesienia o kolejnych osiągnięciach innych lotników. W lipcu 1911 roku odbył się Europejski Lot Okrężny, w którym startowało 40. pilotów. Tylko reprezentanci Francji zdołali dotrzeć do celu. Trasa wynosiła około 1600 km. W zawodach zginęło trzech uczestników. Francuzi mieli w swoim dorobku wszystkie rekordy świata w dziedzinie lotnictwa. Najdłuższy lot wynosił wówczas nieco ponad 11 godzin, a największa prędkość to 167,8 km/godz.

Podobna rywalizacja miała miejsce w Niemczech. Tam odbył się Narodowy Lot Okrężny, zaplanowany na trasie 1500 km. To właśnie Niemcy mieli najbardziej rozwinięte siły lotnicze. Co prawda mieli (1910 r.) tylko 14 samolotów, czyli mniej niż Francuzi, ale posiadali tyleż samo sterowców. Dla ciekawości dodam, że USA dysponowały pod koniec roku 1910 zaledwie dwoma samolotami. Niemcy jednak parły do wojny i systematycznie inwestowali w przemysł lotniczy. W 1912 roku mieli już 150 samolotów, podczas gdy Francuzi dysponowali 500. maszynami. Zbroiła się też Rosja, która w tym samym roku posiadała 140 samoloty.
E. Jungowski:
W chwili wybuchu wojny światowej Francja miała już 23 eskadry po 6 samolotów. Niemcy 41 eskadr po 4-6 samolotów, nie licząc rezerw. Liczby te wzrosły we Francji w końcowym okresie wojny do 331 eskadr po 10-20 samolotów, z czego 260 eskadr działało na froncie zachodnim.
Wróćmy jednak do naszego bohatera. 26. września 1911 r. del Campo usiadł za sterami samolotu Farman VII i wystartował w kierunku Petersburga, aby zaprezentować maszynę przedstawicielom rosyjskiej armii. Do Łomży, gdzie planował przerwę nie doleciał. Okazało się, że zawiódł jeden z elementów statku powietrznego i musiał wylądować. Po przeleceniu nad Ostrowią Mazowiecką awaryjnie lądował na polu w Wyszomierzu Wielkim. Po naprawieniu usterki pilot ponownie wzbił się w powietrze, ale nie osiągnął pożądanej wysokości i rozbił się na pobliskiej topoli. Drzewo było na tyle duże, aby utrzymać maszynę na jednej ze swoich ogromnych gałęzi. Pasażerowie wydostali się na drzewo i zeszli na ziemię o własnych siłach. Oczywiście lądowanie samolotu i jego rozbicie na drzewie nie umknęło uwadze miejscowej ludności. Kto tylko mógł pędził na miejsce zdarzenia. Dość szybko została przeprowadzona akcja ściągnięcia maszyny na ziemię. Prasa pisała, że „na miejsce wypadku z Ostrowia rozpoczyna się istna procesja tłumów, przyjeżdża i fotograf miejscowy”. Niestety zdjęcie z wypadku nie jest znane, a szkoda. Na miejsce ciągnęli ciekawscy z całej okolicy; z Szumowa, Pęchratek, Srebrnej, Paproci, Andrzejewa… Przyjeżdżali nawet z Łomży, żałując, że nie doleciał do nich.

Oczywiście Michał Scipio del Campo nie zraził się niepowodzeniem. Trochę później wyruszył do Moskwy i ten lot się powiódł. Kiedy wycofał się z lotnictwa, poświęcił swój czas termotechnice i myślistwu. Pracował w Katowicach przy budowie pieców metalurgicznych, prowadząc własne biuro konstrukcyjne. Swoje wspomnienia opublikował na łamach „Skrzydlatej Polski” w roku 1960. Zmarł (7. III 1984 r.) w wieku 97. lat w Katowicach i pochowany został na tamtejszym cmentarzu ewangelickim. Odznaczony między innymi: Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Był jednym z pionierów lotnictwa polskiego.

Źródła:
- „O pionierach polskiej myśli lotniczej”, E. Jungowski
- „Łomżyńskie historie prawdziwe”, M. Bauchrowicz-Tocka
- www.samolotypolskie.pl
- www.warszawa.pl
- www.niebieskaeskadra.pl
Comments