top of page

Napad w Wysokiem Maz. (1905 r.), cz. II (2).


Dalej Ludwik Śledziński relacjonował wydarzenia tak:


Niedaleko już miasta tow. Kostek zażądał koniecznie złożenia bomby, więc weszliśmy pod mostek na szosie i tu z wielkim ryzykiem szczęśliwie bomby złożyliśmy. Nie dochodząc do miasta, zostawiłem dwóch towarzyszów z rozkazem, by przecięli druty telegraficzne z miasta na stację i do sąsiedniego miasta, oraz, by żadnej bryczki czy też jakiegokolwiek pojazdu nie wypuścili z miasta w stronę stacji kolejowej, a do miasta by wpuszczali wszystkie pojazdy bez przeszkody. Ma się rozumieć, że wszystkie pojazdy z policją i żandarmerią miały być unicestwione. (…)

Zapukałem dość silnie we drzwi, na co zewnątrz odezwał się jeden z dozorców: „Kto puka, czego potrzeba?”

- Proszę otworzyć zaraz, natychmiast… (…)

- W imieniu Polskiej Partji Socjalistycznej rozkazuję natychmiast drzwi otworzyć!...

- Nie mogę, nie wolno mi bez kasjera…

Towarzysze, dalej do dzieła! Raz, drugi, trzeci łomem z Kostkiem drzwi podważyliśmy i bez większego wysiłku drzwi się otwarły. Drugie drzwi okazały się do połowy oszklone, ale szyb nie wybijaliśmy, tylko znów łomem otworzyliśmy.

Wchodząc do pokoju, oświetlonego naszemi latarkami elektrycznemi, uczuliśmy ciepłe, dymem tytuniowym przesycone powietrze i ujrzeliśmy drżącego ze strachu stróża z łokciowym prawie rewolwerem w ręku. (…)

Stróż prosił, żeby go nie zabijać, że co tylko wie, wszystko nam powie, więc usadziliśmy go na ławce, z której ze strachem i ciekawością przyglądał się naszej robocie.³³


Większym problemem okazały się drzwi do skarbca. Wisiała na nich ogromna kłódka, którą postanowiono wysadzić dynamitem. Wybuch był tak duży, że ze ścian pospadał tynk. Dalsza część napadu przebiegała w blasku świec i dźwięku bicia na alarm kościelnych dzwonów. Śledziński relacjonował dalszy przebieg wypadków tak:


Po opróżnieni skrzyneczek zabraliśmy się z Kostkiem do kasy ogniotrwałej. Było trzy zamki, ale tylko do dwóch mogliśmy napchać dynamitu i lonty z kapslami.

Gdyśmy zdobywali kasę ogniotrwałą, wpadł jeden z towarzyszów i z niepokojem w głosie oznajmił, że idzie wielki tłum na Kasą, że prawdopodobnie ma zamiar nas otoczyć. (…)

Kostek pozostał przy kasie, a ja w towarzystwie innego uczestnika wyszedłem naprzeciw tłumu i na kilkanaście kroków przed tą ludzką masą stanąwszy z czapką w ręku krzyknąłem: „Precz z najazdem, precz z caratem, niech żyje Rewolucja!”

Jakby cisza cmentarna zaległa, ani jednego szmeru, nikt nie powtórzył za mną tego okrzyku bojowego. Nie tracąc tedy ani chwili czasu, w te mniej więcej słowa przemówiłem do niezwykłego zgromadzenia: Towarzysze! Obywatele! Otrzymaliśmy od Centralnego Komitetu Robotniczego Polskiej Partii Socjalistycznej rozkaz byśmy zabrali pieniądze z rządowej kasy w waszem mieście. Pieniądze zrabowane przez Rząd najezdniczy odbieramy carskim siepaczom, ażeby za nie kupić za granicą broń, którą będziemy bili tyranów i najezdników. Robotnicy i chłopi powstali przeciwko carskim siepaczom, i dziś w całej Polsce walczymy z najezdnikami na śmierć i życie. Chcemy zwyciężyć, chcemy zdobyć niepodległość dla naszego kraju, dla naszej Ojczyzny.³³


Ponieważ przemowa nie wywarła na zgromadzonych większego wrażenia, pozostało nastraszyć tłum zbrojnym odwetem w razie próby udaremnienia napadu. Herszt grupy powrócił do kasy, a kiedy kurz po wybuchu opadł zabrał się do rabunku:


W kasie znaleźliśmy skórzany woreczek złotemi pieniędzmi, tak 15-20-funtowy, opisy papierowych, już skonfiskowanych pieniędzy, trochę pieniędzy papierowych i co było dla nas najważniejsze i cośmy z wielką radością ujrzeli, to leżące na dalszych pókach szafy 200-300 książeczek paszportowych.

Mieliśmy z sobą dużą walizę, więc książeczki paszportowe, złoto w woreczku, pozostały dynamit, lont, małe lonciki, które nam wcale nie były potrzebne, wpakowaliśmy do tej walizy, która się okazała tak ciężka, że jeden by jej nie uradził. Postanowiłem więc, że na długim łomie poniesie ją dwóch towarzyszów.³³


Jeśli wierzyć Śledzińskiemu, pieniądze, które rozrzucono na rynku były zabrane przez niektórych napastników bez pozwolenia, a przeznaczone były na ubogich. Nakazał więc pozbycie się łupu i „towarzysze, którzy popełnili ten nietakt, natychmiast wyrzucili wszystkie pieniądze na bruk”. Po odśpiewaniu fragmentu „Czerwonego sztandaru” (Krew naszą długo leją katy,/Wciąż płyną ludu gorzkie łzy,/Nadejdzie jednak dzień zapłaty,/Sędziami będziem wtedy my!/Sędziami będziem wtedy my!) i wykupieniu od żydowskich woźniców dwóch bryczek z końmi, członkowie napadu oddalili się. Po kilku kilometrach podzielili się, wg. Ludwika Śledzińskiego na trzy grupy. Rozeszli się w stronę Łomży, Warszawy i Siedlec.


Przejeżdżając przez Zambrów, nasi towarzysze zostali zatrzymani przez policjanta i żołnierza, uzbrojonych w karabiny. Policjant wypytywał, skąd i dokąd jadą, a gdy otrzymał odpowiedź, zachciało mu się dowiedzieć, co jest w walizce. Tego już towarzysze uczynić nie mogli i nie chcieli. Więc poczęstowali tylko strażnika i żołnierza kulami brauningów.


Zambrowski policjant nie przeżył tego spotkania, a jeden z żołnierzy został ciężko ranny.


„Kurjer warszawski” z dnia 28. XII donosił:


Według obliczeń, sprawcy nieśli z sobą: 486 tysięcy rubli w złocie, srebrze i banknotach, pozostawiwszy około 19,000 rubli w papierach procentowych i miedzi. W skarbcu zgubili dwie paczki banknotów na przeszło 1,000 rubli, a na ulicach rozsypali część drobnych monet srebrnych; wreszcie w poblizkim Zambrowie pozostawili w bryczce 12,000 rubli w beczułce, zaskoczeni tam pościgiem.

Jak wspomniano wyżej, odwrotu dokonali pięciu szlakami: na Warszawę, do której na najbliższy nocny pociąg wyjechało 16 osób, na Białystok, na Brańsk, na Sokoły i Zambrów, przyczem w tym ostatnim zranili śmiertelnie śledzącego ich strażnika.


Grupa „Kostka” (Halskego) podczas powrotu ponownie musiała strzelać podczas kontroli policyjnej w drodze do stacji kolejowej w Małkini. Tam, w bufecie posilali się, gdy do lokalu wtargnęli żandarmi z bronią w ręku. Wszyscy trzej padli trupem, a towarzyszący im żołnierz został ranny.


Grupa Śledzińskiego bez przeszkód dotarła do Siedlec, gdzie schroniła się w mieszkaniu Jana i Zofii Kotarskich. W tym czasie wojsko i policja przeprowadzało rewizje w kilkudziesięciu domach na terenie miasta, ale na poszukiwanych nie natrafili. O napadzie czytali w najnowszym numerze „Kurjera porannego”, w którym odnotowano, że „w Mazowiecku rozgromiono kasę skarbową”, a część łupu „policja po energicznych poszukiwaniach wykryła w osadzie Zambrowo”.


Nie wszyscy towarzysze partyjni byli skłonni przedłożyć dobro partii socjalistycznej nad prywatę. Część zrabowanych pieniędzy został najzwyczajniej w świecie rozkradziona przez członków organizacji. Jedni ubrali się „od stóp do głów w nowe ubrania, palta i czapki karakułowe”, inni twierdzili, że przekazali pieniądze „Kostkowi” (Wincenty Halske). Ten z kolei ubolewał, że niewiele gotówki do niego dotarło. Towarzysz Kruk twierdził, że zakopał zrabowane pieniądze w okolicach Tłuszcza, ale jego tłumaczenie było tak bardzo pokrętne, że Śledziński nabrał, słusznych jak się okazało podejrzeń. Wkrótce Kruk ulotnił się z Warszawy i wyemigrował do Ameryki Południowej. Niejaki Błyskawica – Judycki za zrabowane pieniądze uposażył swoje siostry i podreperował budżet rodzinny.


Ludwik Śledziński nie ukrywał faktu złodziejstwa wewnątrzpartyjnego. W swoich wspomnieniach napisał:


Z kasy powiatowej w Wysokim Mazowiecku wzięliśmy 480.000 rubli, do kasy C. K. R. wpłynęło 397.000. Ponieważ towarzysze, którzy wracali na Łomżę i Siedlce, złożyli w O.K. R-ach co do grosza posiadane pieniądze, więc 7-miu uczestników z Wolskiej organizacji przywłaszczyło sobie 83.000 rubli. Z tej sumy Kruk na pewno wziął około 50.000 rubli.

Z sum, które wpłynęły do kasy partyjnej, C. K. R. wyasygnował 180 tys. rub. Na kupno broni i naboi. Wydelegowano specjalnie jednego z towarzyszów, który pojechał do Belgii i tam w jednej z fabryk broń zakupił. Drugą część pieniędzy C. K. R. wyasygnował na robotę organizacyjną.


Po napadzie, jak wiemy napastnicy rozproszyli się i uciekli. W pościg ruszyły siły policyjne i wojskowe. Między innymi szwadron dragonów z Łomży. Kulesza i Dworakowski nie wrócili po napadzie do rodzinnego miasta. Przekroczyli granicę z Prusami i tam się ukrywali. Policja szybko dotarła do rodzin poszukiwanych. Aresztowano ojca Dworakowskiego oraz stryja Kuleszy. Niewiele to jednak dało. Sokolik, który pozostał w mieście został ostrzeżony przez jednego z zaprzyjaźnionych żandarmów i uciekł do Mandżurii. Tam ukrywał go, pochodzący z okolic Czyżewa Stanisław Wróblewski. Organom ścigania nigdy nie udało się postawić sprawców rozboju przed sądem. Przy okazji, na napadzie zarobili też skorumpowani funkcjonariusze, o czym pisał Waldemar Potkański:


Oficerowie tajnej carskiej policji odnosili spektakularne sukcesy w swojej pracy, nie zapominając o osobistych, często majątkowych, korzyściach. Przykładowo, pułkownik Wasyl Szewiakow wykorzystał kontakt z bojowcem (prowadzonym przez siebie zdrajcą), niejakim Tadeuszem Plebińskim, któremu OB. PPS powierzyła zadanie zmiany numerów nowych banknotów rosyjskich (zdobytych w napadzie w Wysokiem Mazowieckiem), w nocy z 26 na 27 grudnia 1905 r.), z obawy, że Rosjanie je rozpoznają. Notabene, była to zawrotna, jak na owe czasy, suma około 480 tysięcy rubli. Zdrajca wykonał to zadanie przy pomocy pułkownika, który zarekwirował część kwoty, przywłaszczając sobie pieniądze z napadu na kasę rządową.³

Napad na kasę powiatową w Wysokiem Mazowieckiem

Wydarzenia z grudniowej nocy 1905 roku były przez prasę nieco wyolbrzymione. Mylnie podawano nazwę miejscowości, ale też nieprecyzyjnie określono ilość uczestników napadu, przeszacowując ich niemal trzykrotnie. W napadzie brał udział Ludwik Śledziński, który dowodził całą akcją oraz Antoni Kulesza, Stanisław Dworakowski z Siedlec. Również z Siedlec zamieszany był w napad Teofil Sokolik, który zbiegł do Mandżurii i Tadeusz Plebiński, a także pośrednio: Jan i Zofia Kotarscy, Jadwiga Kulwiczówna, Jan Gitler i być może Piotr Bańkowski (podejrzewany przez policję). Czynny udział w napadzie brał także Wincenty Halske (ps. Kostek) oraz „X”, czyli Feliks Burdaka i „Błyskawica” – Judycki. Był tam też niejaki Ogrodniczak. Wtajemniczony w szczegóły był też Medard Downarowicz z warszawskiej Pragi lub Mokotowa i Tadeusz Plebański, który pomagał w „praniu” brudnych pieniędzy.


Podczas napadu nie zginął nikt, ale w czasie pogoni śmierć poniosło kilku policjantów; w Zambrowie i Małkini (lub Tłuszczu). Sprawcy napadu przebywali też prawdopodobnie na terenie młyna w Andrzejewie, gdzie schronili się w drodze z Zambrowa do Małkini.


Zrabowane pieniądze częściowo zostały przywłaszczone przez uczestników napadu. Tutaj najbardziej nieuczciwi okazali się socjaliści z Warszawy. Pozostała kwota przeznaczona została na kolejne akcje terrorystyczne PPS.


Rewolucja przyczyniła się do złagodzenia procesu rusyfikacji (do szkół powrócił język polski) i w dłuższej perspektywie miała wpływ na odzyskanie przez Polskę niepodległości w 1918 roku. Warto dodać, że chociaż akcji zbrojnych nie popierał Kościół Katolicki i Narodowa Demokracja, z którą sympatyzowało wielu księży, to potrafiono się wówczas jednoczyć na wspólnych wiecach pokojowych i rozmawiać o wspólnej przyszłości Polski i Polaków. Oczywiście różnice poglądów były zbyt duże, nawet wewnątrz PPS, która podzieliła się na PPS-Frakcję Rewolucyjną i PPS-Lewicę. W pierwszej prym wiódł Józef Klemens Piłsudski, który walczył o odzyskanie niepodległości, a w drugiej Feliks Kon, który na pierwszym miejscu stawiał proletariat robotniczy. Lewicowy odłam utożsamiany był z partią stricte żydowską. Na IX Zjeździe PPS, na którym dokonał się rozłam, w skład Centralnego Komitetu Robotniczego weszli niemalże sami Żydzi (Horwitz-Walecki, dr Feliks Sachs, Feliks Kon, Paweł Lewinson, Bernard Szapiro). W grudniu 1918 roku część członków Lewicy PPS dołączyła do Komunistycznej Partii Robotniczej Polski (KPRP). W ogromnej sile zwolennicy PPS-Lewicy i KPRP wzięli udział w bolszewizacji Polski i stanęli po stronie czerwonych w roku 1920 i później w 1939 r.


 

Źródła:

- „Historia Komunistycznej Partii Polski w świetle faktów i dokumentów”, J. A. Reguła (J. Mitzenmacher).

- „Kronika Ruchu Rewolucyjnego w Polsce”, tom IV, nr 2 (14) 1938 r. ¹

- „Kronika Ruchu Rewolucyjnego w Polsce”, nr 1 I-III 1935 r.

- „Dzieje najnowsze”, zeszyt 4/2014 r. (Waldemar Potkański)

- „Dziennik powszechny”, nr 287 z 28 grudnia 1905 roku.

- „Goniec poranny”, nr 542 z 28 grudnia 1905 r.

- „Kurjer poranny”, nr 341 z 28 grudnia 1905 r.

- „Kurjer warszawski”, nr 356/1905 r.

- „Polskie tradycje wojskowe”, nr 3 (wyd. MON z 1995 r.)

- „Terroryzm na usługach ugrupowań lewicowych i anarchistycznych w Królestwie Polskim do 1914 roku”, Waldemar Potkański.³

- „Wspomnienia. Akcja bojowa PPS w Lubartowie i Wysokiem Mazowiecku”. Śledziński Ludwik. ³³

- „Przegląd historyczny”, 46/1-2/ 1955 (Molenda Jan).

- „Dzieje powiatu Wysokie Mazowieckie 1866-2006”, Józef Maroszek

Comments


bottom of page