top of page

Pacyfikacja Nura


 

    W sierpniu 1944 roku front wschodni zbliżał się do okolic Nura. Wyzwolenie pobliskiego Ciechanowca nastąpiło 2 sierpnia 1944 roku. Ofensywa wojsk sowieckich zbliżała się do Nura. Hipotezy co do przyczyn pacyfikacji mieszkańców Nura i okolic są dwie. Pierwsza to sprzeczka mieszkańców Nura, braci Malinowskich, właściwie nie wiadomo o co, być może o miedzę. Do sprzeczających się Polaków podeszli dwaj granatowi policjanci - Ukraińcy, chcąc wyjaśnić problem konfliktu i rozdzielić braci. Jeden z Ukraińców uderzył któregoś z braci Malinowskich kolbą karabinu. Wtedy Antoni Malinowski oddał strzał. Ukrainiec zginął na miejscu, a bracia uciekli. Drugi Ukrainiec uczestniczący w zdarzeniu wszczął alarm i powiadomił pozostałych stacjonujących w Nurze okupantów.

Drugą wersję przekazała Barbara Tymińska, wnuczka ofiary pacyfikacji Jadwigi Kazimierskiej. Według relacji jej ojca Tadeusza Kazimierskiego, zabójstwo Ukraińca było zemstą za zgwałcenie siostry Malinowskich. Prawdopodobnie obaj bracia byli członkami ruchu oporu, stąd posiadali broń.


    Zasada, jaka została przyjęta przez okupanta określała, że za jednego zabitego Niemca musi zostać rozstrzelanych 100 Polaków. Według opisu w książce Józefa Fajkowskiego „Wieś w ogniu”, „5 sierpnia 1944 roku1 o godzinie 10 rano grupa gestapowców i żołnierzy Wehrmachtu rozpoczęła bestialskie mordowanie ludzi. Strzelano z broni maszynowej i ręcznej, a do schronów i ziemianek, gdzie skryli się starcy i dzieci gestapowcy wrzucali granaty”. Tak według informacji Stanisławy Antoniak, zginęła rodzina Ludomira Domanowskiego. Z kolei Leon Kamiński opisał, że jedna z mieszkanek Nura skryła się w dziesiątku zboża i została zabita serią z karabinu maszynowego i w pozycji siedzącej została odnaleziona. Ludzie na szybko robili ziemianki, na których ustawiali dziesiątki zboża i w ten sposób kamuflowali kryjówki. Niemcy przechodząc przez pola kolbami karabinów sprawdzali „zawartość” dziesiątka, nic nie odkrywali. Dzięki temu kilka osób mogło się uratować.


    Wieś podpalono z kilku stron. Kto mógł zbiec, schronić się w lesie lub za rzeką Bug to ocalał. Jak wspominają świadkowie, hitlerowcy zaczęli strzelać do wszystkiego co się ruszało. Zaczęło się palenie zabudowań zarówno w Nurze, jak również w sąsiednich miejscowościach: Strękowie i Żebrach-Laskowcu.


Z informacji Jadwigi Ogonowskiej, wtedy mieszkanki Żeber-Laskowca wynika, że część mieszkańców wsi, w tym m.in. jej rodzina uciekła za rzekę Pukawkę; matka zawinęła jej roczną siostrę w prześcieradło i tak przeniosła w bezpieczne miejsce w lesie i tam przebywali kilka dni. W obejściu został, ukrywając się ojciec i dopiero jak sytuacja się uspokoiła sprowadził rodzinę do domu. Ponieważ w tym okresie był wysoki stan wody na Pukawce, Niemcy nie kierowali się dalej, dzięki czemu leżące po drugiej stronie rzeczki miejscowości Kunin-Zamek oraz Kamieńczyk Wielki nie zostały spacyfikowane. Z relacji Krystyny Tymińskiej wynika, że Niemcy szli również w kierunku Ołtarzy-Gołaczy, ale ktoś ich poinformował, że nikogo tam nie ma i dzięki temu ta miejscowość nie została spacyfikowana.


    Tekst pochodzi z „Rocznika Ostrowskiego” nr. 9/2023 r. (Krzysztof Jan Godlewski). Całość można przeczytać klikając poniższy link:


Comments


bottom of page